Po raz kolejny pokazaliśmy się jako europejscy liderzy. Wyprzedzamy konkurentów o kilka długości (mamy 43 razy więcej nowego prawa niż Belgia i 53 razy więcej niż Szwecja – przegoniliśmy nawet Włochów).
Nasi stachanowcy w Sejmie pobili kolejny rekord – rekord, który sami ustanowili w roku 2014. Grant Thorton podliczył, że w 2015 r. w Polsce weszły w życie 2372 ustawy i rozporządzenia. To 6,5 dziennie. W sumie to prawie 30 tysięcy stron.
Jeśliby chcieć to wszystko przeczytać, to mamy do czytania ponad 80 stron dziennie. W przypadku beletrystyki da się to załatwić w poniżej dwie godziny, ale czytanie ustaw nie jest ani tak szybkie, ani tak przyjemne. A sam tekst to mało – trzeba rozważyć niejasności i powiązania z istniejącymi przepisami – również oczywiste sprzeczności. Zatem kilka godzin dziennie, by tylko poznać nowe prawo – którego nieznajomość nas nie usprawiedliwia przed sądami.
Pisałem o tym wielokrotnie – właściwie co roku zaraz po tym, jak okazuje się, ze bieżący rok był bardziej rekordowy od poprzedniego. Biegunka legislacyjna to rak naszego kraju I są po temu przynajmniej trzy ważne powody:
1. To koszt gospodarcze.
Wszyscy mamy obowiązek (niewykonalny) stosowania całego prawa. I nawet jeśli prawo nas nie dotyczy, to aby się o tym dowiedzieć, ustawę musimy choćby przejrzeć. Koszty samego poznawania regulacji są niebagatelne, a co dopiero ich wdrażania! Te zaś zmieniają się co chwila, nie do końca wiadomo dlaczego – jak choćby wzory deklaracji podatkowych.
Wygląda to tak, jakby jakiś departament do spraw rubryczek musiał uzasadniać swoje istnienie poprzez podmiany drobiazgów raz na kwartał. A to i tak drobiazg w porównaniu do bardziej skomplikowanych przepisów. Niebawem opiszę, jak zadziwiająca jest droga dochodzenia do obowiązującego prawa w kwestii obowiązków raportowania związanego z wytwarzaniem odpadów (ciekawe, ile procent firm w ogóle wie, że takie przepisy istnieją). To miliony, jeśli nie dziesiątki milionów złotych rocznie niepotrzebnych strat.
2. To upadek autorytetu prawa.
Skoro do prawa nie sposób się stosować, ludzie po prostu przestają się nim przejmować. Skoro i tak łamię jakieś przepisy, bo nie da się poznać ich wszystkich, to autorytet prawa automatycznie zaczyna podupadać. Świadome złamanie przepisu prawa wymaga wewnętrznego przełamania się. Jednak świadomość, że przepisy łamie się tak czy owak, czyni łamanie, omijanie kolejnych dużo łatwiejszym.
Zatem skłonność Polaków do ignorowania i obchodzenia przepisów to sytuacja wygenerowana przez prawodawców, a nie – jak się czasem usiłuje nam wmówić – element „natury narodowej”. Polak jest kombinatorem, bo musi, a nie dla tego, że chce.
3. To demontaż demokracji.
Tak jak nie mamy szans przeczytać całej sejmowej produkcji, tym bardziej nie są tego w stanie zrobić posłowie. A to oni decydują, czy prawo wejdzie w życie czy też nie. Zatem decydują w ciemno – głosują, jak ktoś im każe, nie mając pojęcia, co robią. Pozostaje zatem pytanie, po co właściwie nam posłowie – podnoszenie rąk i wciskanie guzików na komendę można zorganizować dużo taniej. Demokracja reprezentatywna staje się fikcją i fasadą.
W efekcie mamy posłów, którzy nie wiedzą, nad czym głosują – i zalew prawa, który siłą rzeczy jest ignorowany przez obywateli. Państwo prawa pozostaje mrzonką. A ja ciągle oczekuję partii, która obieca w kampanii, że w pierwszych stu dniach rządów nie uchwali żadnej ustawy, a później za każdą uchwaloną zniesie dwie inne.
27 lutego o godz. 19:25 39451
Ważniejsze jest to:
1. Prywatny kapitał nie tworzy miejsc pracy, a raczej je likwiduje. Porównajmy zatrudnienie z czasów PRLu z zatrudnieniem dzisiaj: w roku 1980 zatrudnienie w przemyśle wynosiło w Polsce około 5 milionów a wartość produkcji około 43 mld ówczesnych dolarów (około 172 mld dolarów z roku 2015), zaś w roku 2015 zatrudnienie spadło do ok. 3 milionów czyli do około 60% poziomu zatrudnienia z roku 1980 a wartość produkcji spadła do około 130 mld dolarów czyli do około 75% poziomu produkcji z roku 1980. Innymi słowy upadek polskiego przemysłu po roku 1990 kosztował nas w samym tylko 2015 roku aż 42 mld dolarów oraz utratę 2 milionów miejsc pracy w okresie 1990-2015.
2. Jedyną pozytywną stroną tej zmiany było tylko to, że wydajność pracy w polskim przemyśle wzrosła z około 34 tys. dzisiejszych dolarów na pracownika w roku 1980 do około 43 tys. dzisiejszych dolarów na pracownika w roku 2015, czyli wzrosła ona w ciągu 35 lat o około 26% czyli średnio o 0,7% rocznie, czyli wzrost na granicy błędu szacunku. Takie są fakty…
3. Oto szczegóły obliczenia: ((ln 43 – ln 34)/35)*100 = ((3,76-3,52)/35)*100=0,24/35*100=0,007*100=0,7%
27 lutego o godz. 20:35 39452
Jak ktoś nie ma nic konkretnego do powiedzenia to wyrzuca z siebie słowotok długi i kwiecisty ale bez treści. Wielokrotnie przytaczałem słowa śp. gen. Petelickiego, że w Polsce do polityki pchają się miernoty niezdolne do zrobienia kariery gdziekolwiek indziej.
Pamiętam hasła głoszone przez zwolenników „odnowy”, że gospodarką winni rządzić ekonomiści, prawo stanowić prawnicy a służbę zdrowia organizować lekarzy.
Jakie tego skutki – każdy widzi !
Gospodarki własnej, polskiej choćby tylko z większościowym pakietem akcji prawie nie mamy, na 20 największych banków polski kapitał ma większość tylko w 4-ech.
Stanowione prawo – Gospodarz sam prezentuje.
Jaka służba zdrowia – każdy widzi. Chory przewlekle ale w stanie stabilnym na wizytę u specjalisty musi czekać średni 10,5 m-ca. Służba zdrowia przestaje być służbą ( przepraszam coraz mniej licznych doktorów Judymów ) a staje się biznesem medycznym.
A zwykły, szary zjadacz chleba jest z każdej strony kopany w ….
Stąd nie dziwota, że PIS wygrał wybory.
Dwa razy wyborcy wybierali mniejsze zło ale przy trzecim stracili cierpliwość.
27 lutego o godz. 20:43 39453
Szanowny Panie
Niby ma Pan rację (a nawet ma), ale przypominam sobie jak to Pana medialni koledzy jeszcze niedawno rozliczali sejm i posłów na podstawie liczby uchwalonych ustaw.
Proszę mi wyjaśnić niby to dlaczego posłowie mieliby być lepsi od reszty społeczeństwa? Skoro całe społeczeństwo marzy tylko ciągle o nowych przepisach, szczególnie tych do karania, karania i karania. Przecież wiadomo, że przepis bez sankcji to nie przepis.
Zgadzając się z Panem mogę tylko zaproponować, żeby to jakoś całościowo potraktować. No i odróżnić przepisy wymagane przy dostosowaniu prawa do unijnego od polskich fidrygasów. Boi samo narzekanie nic nie daje.
27 lutego o godz. 20:50 39454
Uzupełnienie
Przypomnę jeszcze powszechne mniemanie, które jest tak głupie, że aż się nie chce komentować:
Przecież przy każdej okazji prasa i medianci opowiadają, że zadaniem opozycji jest wymyślanie projektów ustaw. Czyli nowe przepisy.
Tak, że proponuję zacząć tę dyskusję od innej strony.
28 lutego o godz. 9:57 39455
Zabawne, ale Państwo znajduje sposoby, aby zapetlic obywatela w nowe prawo. Przejawem tego jest choćby obowiązujący w całym kraju druk wniosku o wydanie decyzji pozwolenia na budowę. Na chyba trzech stronach formatu A4 wypisanych jest maczkiem mnóstwo aktów prawnych. Obowiązkiem wnioskujacego obywatela jest zaznaczenie, czy jego wniosek ktoremus podlega, czy też nie. Jest tego tak dużo, że podejrzewam, nikt tego później nie sprawdza, ale w razie czego obywatel poswiadczyl prawdziwość podpisem i już go mamy. Myślę, że taki proceder, biurokratycznie genialny, może się szybko rozpowszechniac.
2 marca o godz. 20:15 39462
To jest przejaw myslenia magicznego Polakow. Wierza, ze jak zakaze sie aborcji to wzrosnie dzietnosc, ze zaostrzenie kar z posiadanie narkotykow rozwiaze problem z nimi zwiazany, zapisze, ze ,,wegiel to nasz skarb narodowy”, Ale skoro wierza ze kobieta sama z siebie moze urodzic dziecko to dlaczego nie mieli by wierzyc w moc sprawcza innych zaklec? Koncepcja, egzekucja, kontroling? To ,,oni”. To robota. Lepiej zaswiadczyc o swojej trosce o obywateli rzucajac kolejne zaklecie…znaczy sie uchwale, rzecz jasna