O tym, że statystyki maja wielkie problemy z oddaniem rzeczywistości już pisałem. Niektóre przypadki są oczywiste, jak choćby to, że wskaźniki inflacji ją zawyżają – z powodu swojej własnej konstrukcji. Inne przykłady nie są tak oczywiste, a odrobina zastanowienia pozwala wychwycić wiele z nich. Ostatnio zastanawiał mnie fenomen niższego wkładu przedsiębiorców w PKB (ok. 67%) niż udział w zatrudnianiu (ok. 70%). Można z tego wysnuć kilka wniosków:
1) MŚP jest mniej efektywne – duże firmy są wstanie wytwarzać więcej przy mniejszej liczbie pracowników. Zatem im więcej dużych firm tym lepiej dla gospodarki
2) MŚP wykonuje średnio prace bardziej pracochłonne niż kapitałochłonne. Zatem produkcja na pracownika jest mniejsza niż w dużych firmach, ale jeśli weźmiemy pod uwagę inne czynniki produkcji to MŚP nie wypada gorzej od dużych firm.
3) Statystyka jest zafałszowana
Osobiście sam skłaniałem się do opcji numer 2 (i wciąż uważam ją przynajmniej częściowo za prawdziwą), ale doszedłem do wniosku, że opcja 3 jest zupełnie niewykluczona.
Od lat powtarzam, że różnicę między przedsiębiorstwem, a korporacją można zauważyć poprzez pryzmat podejścia do zysku netto. Zysk jak wiemy to w dużej mierze opinia zależna od przyjętych księgowych założeń i manipulacji. A tych manipulacji widziałem już wiele – nawet takich gdzie ustalanie rachunku zysku i strat rozpoczynało się od określenia jaki firma powinna osiągnąć zysk. (Prawie) wszystko się da zrobić. Jak zatem do zysku podchodzą te dwa typy organizacji?
To bardzo proste: przedsiębiorstwa dążą do tego by wykazać jak najmniejszy zysk – duży zysk to duży podatek, a tego żaden przedsiębiorca nie lubi. Korporacje natomiast lubują się w pompowaniu zysków. Pozwala to managerom lepiej prezentować się w oczach właścicieli, zachować pracę, dostać podwyżkę lub premię. Już choćby dzięki temu zjawisku możemy się spodziewać, że średnio zyskowność mniejszych firm będzie niższa niż tych dużych. I efektywność nie ma tu nic do rzeczy – wystarczy zdrowy rozsądek.
Do tego wystarczy pomyśleć o innych niż księgowe sztuczki metodach zanizania oficjalnego zysku. Szara strefa nie jest przecież generowana przez Orleny tego świata, tylko właśnie przez małe firmy gdzie taki proceder daje się łatwo ukryć. W wielkich korporacjach choćby z powodów proceduralnych jest to praktycznie niemożliwe. Zresztą korporacje znają inne metody unikania opodatkowania. Tak czy inaczej wielkość szarej strefy oceniana jest na 25% PKB. Nawet jeśli założyć, że w Polsce nie ma bezrobocia i wszyscy są zatrudnieni w szarej sferze to i tak efektywność przedsiębiorców jest znacząco wyższa niż korporacji. I tak pada kolejny mit będący podstawą do nawoływania do budowania „regionalnych czempionów”, których jedyna zaletą ma być to, że są duże.
3 października o godz. 21:39 14932
„O tym, że statystyki maja wielkie problemy z oddaniem rzeczywistości już pisałem. Niektóre przypadki są oczywiste, jak choćby to, że wskaźniki inflacji ją zawyżają..”
To zdanie jest pozbawione sensu. „wskazniki inflacji zawyzaja statystyki ???”
Mam nadzieje ze ktos to przetlumaczy na bardziej zrozumialy polski.
Co do reszty nie w pelni mozna sie z tym zgodzic. Ksiegowosc nie jest strefa zupelnej dowolnosci. W Polsce i na calym swiecie obowiazuje GAAP. Tzn reguly ksiegowania ktore prawnie zobowiazuja.
Ani male firmy ani duze firmy nie moga interpretowac swych tranzakcji dowolnie. Wlasnie po to obowiazek audytu istnieje by to veryfikowac.
Gopsodarz powinien zdefiniowac co rozumie po przez mala firme. Rzemielsnik na umowie smieciowej nie jest zadna firma. Tacy nawet nie potrafia prowadzic swojej ksiegowosci. Oni nawet nie wiedza co to jest zysk. Placa podatek dochodowy lub cokolwiek US zarzada.
Statystyki nie sa do opisywania rzeczywistosci. Statystyki sa do uogolninia danych.
Dane oczywiscie powinny byc prawdziwe i sensownie mierzone. W tym lezy problem a nie w statystykach. Statystyka to dziedzina matematyki, to aksjomat. Z tym sie dyskutuje. To sie interpretuje.
3 października o godz. 23:52 14939
Oczywiście, że w wielkich korporacjach dzieją się cuda w księgowości. Sam przez wiele lat widziałem „jednorazowe odpisy” dokonywane co kwartał, w wysokości głupich kilkuset milionów dolarów, zawsze po to, aby jakies wskaźniki, np. zysk czy sprzedaż w przeliczeniu na akcję wyszły tak, jak CFO myślał, że giełda oczekuje aby wyszły.
Co do efektywności przedsiębiorstw w zależności od ich wielkości to obawiam się, że zapomina @Gospodarz o efekcie kwantowym. Ta zależność może być nieciągła, niestety. Pewnych rzeczy maluch po prostu nie przeskoczy i za pewne tematy się nie zabierze. Przykładem jest tutaj przemysł półprzewodnikowy. Raczej nikt już na świecie nie wyobraża sobie, aby jakaś firma mogła dołączyć do grona „wielkich” w tym przemyśle. Zjawiska wskazują raczej na konsolidację i/lub upadki za małych, aby być konkurencyjnymi. Rządy różnych państw wspomagają swoje firmy, ale odkąd doczytałem się w rocznym sprawozdaniu STMicroelectronics do rozliczeń z pomocy rządu francuskiego dla tej flagowej europejskiej firmy, to zwątpiłem.
Koszt wybudowania jednego faba zdolnego do produkcji układów scalonych na poziomie porównywalnym z fabami Intela czy TSMC zbliża się szybko do 10 mld dolarów i na razie wynosi dobre kilka miliardów. Nie bardzo można do tego etapu dojść organicznie, gdyż nawet na używany sprzęt i odziedziczone po kimś innym zakłady też trzeba wydać dobre kilkaset milionów.
Jest całkiem prawdopodobne, że za niewiele lat całą światową produkcję najbardziej nowoczesnych, najbardziej zminiaturyzowanych i produkowanych w najbardziej masowy sposób układów scalonych przejmie tylko kilka fabryk, lwia większość z nich w krajach położonych w rejonie Pacyfiku.
Oczywiście szanse istnieją dalej w technologicznych butikach, w mniejszych i bardzo wyspecjalizowanych firmach, dla których progiem wejścia jest „tylko” kilkadziesiąt milionów dolarów. I myślę, że państwo polskie może zrobić dużo o wiele głupszych inwestycji (stadiony, pomoc dla zagranicznych firm w Polsce) aniżeli wydać środki tego rzędu na rozwój własnego przemysłu i nauki.
4 października o godz. 1:49 14941
@ Gospodarz
Artykul typu: „lanie po scianie”. Co Pan chcial w tym artykule wyrazic? Czy chodzilo Panu o to ze w statystyce male firmy wygladaja gorzej niz na to zasluguja? No i coz z tego ze o te pare procent beda wygladaly lepiej?
Zgadza sie ze wielkie firmy postepuja niemoralnie, ale co z tego? Zastapi je Pan firmami malymi? Moze cos konkretnego, co by poprawilo systuacje w Polsce? Jak zmniejszyc bezrobocie, jak poprawic zarobki, zwiekszyc udzial produkcji w dochodzie narodowym? To sa tematy do rozwiazania za ktore strach sie brac, bo wyjdzie ignorancja. Jest dobrze, bedzie lepiej, niewidzialna reka rynku czyni cuda. Tylko dlaczego nagle druga kadencja PO idzie jak po grudzie? Teraz juz nie musza obiecac, bo beda przekazywali kraj innej opcji. Jak to mowia: „po nas chocby potop”. Axiom, doloz cos o kiosku ruchu!
4 października o godz. 3:24 14946
@Pan Gospodarz
1. Na calym swiecie wskazniki inflacji (dokladnie CPI, czyli zmian cen placonych przez konsumentow) sa zanizane, glownie poprzez manipulacje tzw. koszykiem dobr, czyli zestawem dobr branych pod uwage przy liczeniu zmian cen. Po prostu dla wladzy wysoka inflacja nie jest dobra z wielu wzgledow, takze dla tego, ze jesli wiadomo ze statystyk, iz jest ona wysoka, to wtedy staje sie jasne, ze wzrost PKB wyzkazywany w statystykach wynika glownie ze wzrostu cen, a nie ze wzrostu produkcji. Tak wiec wladze, nie tylko zreszta w Polsce, naciskaja na swoje urzedy statystyczne (w Polsce na GUS), aby zanizaly one inflacje tak, aby statystyki wykazywaly, ze wzrost PKB nie jest glownie ‘zasluga’ wzrostu cen.
2. A ten ‘fenomen’ niższego wkładu sektora MŚP (NIE ‘przedsiębiorców’, jak to Pan blednie napisal) w PKB (ok. 67%) niż udział w zatrudnianiu (ok. 70%) wynika po prostu z tego, ze wydajnosc pracy w tym sektorze jest bardzo niska, jako iz jest to sektor oparty glownie na taniej i intensywnej, ale malo wydajnej (z powodu niskiego tzw. technicznego uzbrojenia pracy, czyli z powodu uzywania w nim tanich, ale malo wydajnych, przestarzalych tecgnologii). Innymi slowy – jest to przestarzaly z reguly sektor oparty na taniej, marnie oplacanej, a wiec tez i malo wydajnej sile roboczej.
3. Tak wiec im więcej mamy dużych,a im mniej mamy malych firm, tym lepiej jest dla gospodarki, jako iz tylko duze firmy stac jest (z reguly) na wdrozenie nowczesnych, wysokowydajnych technologii, a wiec na bycie konkurencyjnymi w skali nie tylko unijnej czy europejskiej, ale takze i swiatowej. Stawiajac na sektor MŚP, ktory jest z definicji przestarzaly, oparty na pracochlonnej a wiec malo wydajnej technologii, skazujemy sie zawsze na bycie krajem zacofanym, a wiec tez i biednym (ale za to katolickim!). To ostatnie powinno zreszta ucieszyc zwolennikow PiS! 😉
4. Nie jest tez tak, iz przedsiębiorstwa dążą do tego by zawsze wykazać jak najmniejszy zysk. Jelsi wchodza one na gielde, albo tez sa na niej obecne, to sa one zinteresoweane w wykazaniu jak najwyzszego zysku, przez co ida w gore ceny ich akcji,a wiec tez wartosc firmy oraz dochody jej akcjonariuszy (wlascicieli).
5. Wiadomo tez, ze na swiecie obowiazuja inne zasady przy liczeniu zysku dla urzedu finansowego oraz dla gieldy. W pierwszym przypadku pozwala sie na zawyzanie kosztow, a w drugim na ich zanizanie, a wiadomo przeciez, ze najtrudniejsza i najbardziej kontrowersyjna czescia rachunkowosci jest wlasnie rachunek kosztow. Dziwie sie, ze Pan Doktor nie mial zajec na ten temat, na uczelni, z ktorej otrzymal Pan swoj stopien naukowy. 🙁
6. Oczywiscie, mozna założyć, że w Polsce nie ma bezrobocia i wszyscy sąw niej zatrudnieni w szarej sferze, tak samo jak mozna zalozyc, ze Polska jest najbogatszym krajem swiata, a jedynym problelem jaki mamy dzis w Polsce, to jest ochrona naszych granic przed nielegalnymi imigrantami z Niemiec, Danii, Szwecji, Holandii, Belgii, Szwajcarii a nawet z Australii, Kanady a szczegolnie zas z USA. Tylko jaki jest sens robic takie nierealistyczne zalozenia?
7. A na koniec – sama idea sektora MŚP jest bledna, gdyz ‘wrzuca ona do jednego garnka’ mikrofirmy zatrudniajace tylko ich ‘wlasciceli’ oraz calkiem spore firmy, zatrudniajace nawet do kilkudziesieciu pracownikow. To ma taki sam sens, jak wliczanie Warszawy do Mazowsza i odtrabienie, ze w Wojewodztwie Mazowieckim sa najwyzsze w Polsce zarobki, chociaz najwyzsze to sa one tylko w Warszawie (i to z reguly tylko w kilku jej dzielnicach, glownie w Srodmiesciu), a w takim Radomiu czy tez w innych Siedlcach, to sa one z reguly jedne z najnizszych w kraju. Po prostu nie ma sensu podawac statystyk dla zbiorowosci, ktore sa bardzo wewnetrznie zroznicowane, np. przyklad mozna by utworzyc sztuczny byt zwany Europa Centralna, wliczajac do niej Czechy, Niemcy i Polske, oraz podac dla niej wskazniki PKB per capita, przecietnych zarobkow oraz stope bezrobocia, co na 100% poprawilo by nastroje rzadzacych dzis Polska, ale w niczym nie poprawilo by sytuacji gospodarczej Polski oraz Polakow.
Pozdrawiam!
4 października o godz. 3:43 14947
PS:
Nawet prozachodnia, angioelskojezyczna wersja Wikipedii przyznaje, ze na tzw. Zachodzie falszuje sie, i to na ogromna skale statystyki, w tym np. bezrobocia. Przykladowo, manipulujac definicja bezrobotnego, rzad Australii wykazuje oficjalna stope bezrobocia w okolicah 5-6%, podczas gdy nawet tamtejszy GUS czyli ABS wykazuje bardziej realne 9-10%, a zdaniem fachowcow, np. z wydzialu Ekonomii najlepszego australijskiego uniwersytetu (Melbourne), to realna stopa bezrobcia w Australii moze byc nawet tak wysoka jak 30%, co ma zreszta potwierdzenie w tym, ze na antypodach ciagle mowi sie o problemie bezrobocia, co nie mialo by przeciez zadnego sensu, gdyby stopa bezrobocia byla tam rzeczywiscie tak niska ja te oficjalne 5-6%.
Pozdr.
4 października o godz. 9:52 14956
Prawda i rzeczywistość
Na blogu o GMO podałem 2 dni temu informację, że firma Monsanto wykazała w ostatnim roku straty 220 mln USD. Musiała kupić (za 940 mln) kalifornijską firmę od prognoz pogody żeby zapewnić sobie dochody. Zakończyłem ironicznie, że tak się kończy finansowanie obskurnych stron internetowych. Wpis znikł bez śladu, ale blog ciągle reklamuje się „GMO obiektywnie”. A jedyna dozwolona postawa komentatorów to „pytania na kolanach”. Tak to jest z prawdą, odwagą i uczciwością nie tylko w firmach i statystyce.
Dlatego doceniam blog p. Kasprowicza.
4 października o godz. 13:45 14960
Bardzo ciekawa teoria!
4 października o godz. 14:19 14961
ZWO – i przyleciałeś tutaj się poskarżyć, że twoje insynuacje się nie ukazały? Nie odróżniasz „pytań na kolanach” od insynuacji, prawda? Gdzie byś się miał tego nauczyć? Dopisek o docenianiu tego bloga ma usprawiedliwić wypłakiwanie się tutaj, bo tam cię pogonili. No cóż, tak kończą ci, którzy piszą obskurne posty pod tezę.
4 października o godz. 14:37 14964
@axiom1
1. Racja, że bez sensu jest stwierdzenie Pana Gospodarza, że “wskaźniki inflacji ją (rzeczywistość) zawyżają”, gdyż jak można zawyżać rzeczywistość? Ja rozumiem, że Pan Gospodarz miał na myśli to, że wskaźniki inflacji zawyżają ową inflację, z czym się jednak w całości nie zgadzam i o czym napisałem już w jednym z moich poprzednich komentarzy.
2. Zgoda że księgowość (wł. rachunkowość) nie jest strefą zupełnej dowolności, ale dopuszcza się w niej np. różne metody liczenia kosztów, a więc z zależności od tego, jak liczymy koszta, a szczególnie co do nich zaliczamy, to otrzymujemy w wyniku różną wysokość owych kosztów, a więc też i różny zysk, przy tym samym utargu (dochodach brutto).
3. Jak też już to pisałem, absurdem jest mówienie o sektorze małych i średnich przedsiębiorstw (MŚP), jak o iż wtedy wrzucamy ‘do jednego worka’ zarówno kogoś, kto ma jednoosobową “firmę”, jako iż został on zmuszony przez swego “chlebodawcę” do założenia tzw. działalności gospodarczej (np. ów rzemieślnik na umowie śmieciowej opisany przez ciebie) razem z właścicielem całkiem sporej, wysokodochodowej firmy, zatrudniającej nawet kilkudziesięciu pracowników.
4. Statystyka dzieli się na opisową i matematyczną. W zasadzie tylko druga jest gałęzią matematyki. Pan Gospodarz miał zaś wyraźnie na myśli statystykę opisową. Oczywiście, że dane dostarczone przez statystykę opisową można i należy interpretować, ale tylko wtedy, kiedy te dane mają jakiś sens. A dane dotyczące tzw. sektora MŚP mają raczej mało sensu, jako iż jest to sektor bardzo niejednorodny. Równie dobrze przecież można by utworzyć sektor DŚP (dużych i średnich przedsiębiorstw) po czym starać się wyciągnąć jakiś sens z danych, opisujących tę bardzo zróżnicowaną zbiorowość – od raczej małych firm zatrudniających po kilka osób do gigantów, czyli firm zatrudniających kilkadziesiąt tysięcy osób i nawet więcej, jak np. Fiat, zatrudniający w roku 2008 ponad 200 tysięcy pracowników na całym niemalże świecie (w tym też i w Polsce).
4 października o godz. 14:40 14966
@zza kałuży
1. Zgoda, w wielkich korporacjach dzieją się cuda w księgowości. Na tych “cudach” oparty jest przecież współczesny, zglobalizowany “turbokapitalizm”.
2. Racja, że pewnych rzeczy mała, a nawet i średnia firma po prostu nie przeskoczy i że za pewne tematy się ona nigdy nie zabierze, z powodu braku odpowiedniego kapitału, a dobrym przykładem jest tutaj przemysł półprzewodnikowy, np. produkcja mikroprocesorów, używanych dziś w tak różnych urządzeniach jak telefony, pralki i samochody a nawet i zabawki dla dzieci. Jak to zauważyłeś, koszt wybudowania jednej wytwórni zdolnej do produkcji układów scalonych na poziomie porównywalnym z fabrykami np. Intela zbliża się obecnie szybko do 10 mld dolarów USA, Nie można więc do tego etapu dojść ‘organicznie’, gdyż nawet na używany sprzęt i odziedziczone po kimś innym zakłady też trzeba wydać dobre kilkaset milionów USD, aby zacząć produkować owe mikroprocesory. Jest więc całkiem prawdopodobne, że za niewiele lat całą światową produkcję najbardziej nowoczesnych, najbardziej zminiaturyzowanych i produkowanych w najbardziej masowy sposób układów scalonych (w tym więc także mikroprocesorów) przejmie tylko kilka fabryk, z których lwia większość będzie zapewne w krajach położonych w rejonie wschodniego Pacyfiku, a dokładnie w Chinach i krajach z Chinami sąsiadujących (Tajwan, Korea, Japonia).
3. Zgoda, ze pewne szanse istnieją dalej w technologicznych ‘butikach’, czyli w mniejszych i bardzo wyspecjalizowanych firmach, dla których progiem wejścia jest „tylko” te “głupie” kilkadziesiąt milionów dolarów USA, oraz że państwo polskie może zrobić dużo o wiele głupszych inwestycji (takich jak np. stadiony do kopania kulistej piłki, pomoc dla zagranicznych firm w Polsce czy też pomoc dla Watykanu) aniżeli wydać środki tego rzędu na rozwój własnego przemysłu, własnej nauki oraz własnej myśli technicznej.
4 października o godz. 14:41 14967
@Marcin
1. Zgoda, że Pan Gospodarz sam nie za bardzo wie, co chciał on czasem wyrazić w swoim blogu. Ostatnio chyba to, że w statystyce to małe firmy wyglądają czasem gorzej niż na to zasługują. Ale racja Marcin – co z tego, że one będą lepiej wyglądały na papierze o te parę procent?
2. I zgoda, że wielkie firmy postępują niemoralnie, ale co z tego? Nie da się przecież zastąpić ich małymi czy nawet średnimi firmami, o czym napisał niedawno ‘zza kałuży’ a o czym ja też nie raz i nie dwa już tu pisałem, ku wściekłości np. Andrzeja. 😉
3. Racja też, że Pan Gospodarz nie ma żadnych pomysłów na poprawę sytuacji w Polsce, np. na to jak zmniejszyć bezrobocie, jak podnieść zarobki, czy też jak zwiększyć udział produkcji przemysłowej oraz usług materialnych (czyli realnych) w dochodzie narodowym (PKB)? A to są przecież najważniejsze problemy do rozwiązania ale za które strach jest się brać liberałom, gdyż wtedy wyjdzie na wierzch ich ignorancja. Oni bowiem potrafią tylko wciąż powtarzać jedną mantrę: jest dobrze a będzie jeszcze lepiej, gdyż niewidzialna ręka rynku czyni cuda. Tylko dla czego jest w praktyce aż tak źle jak jest, skoro w teorii powinno być przecież wręcz wspaniale? 😉
4. A co owego kiosku Ruchu ‘axioma’ – niestety, ale dobry ajent prowadzący taki kiosk raczej nie będzie dobrym ministrem gospodarki, tak samo jak dobry kapral czy nawet dobry starszy sierżant sztabowy nie będzie nigdy dobrym dowódcą nawet na szczeblu plutonu, nie mówiąc już o dowodzeniu całą armią. Stąd też w wojsku mamy szeregowców, podoficerów oraz oficerów (a w niektórych także chorążych), ale tylko oficerowie mogą zostać generałami czy też marszałkami (przynajmniej w prawdziwej, profesjonalnej armii).
5. Ja też doceniam blog p. Kasprowicza za możliwość nieskrępowanej dyskusji, nawet jeśli to oznacza, że czasem ktoś mi na nim “dokopie” od głupków, kretynów i innych idyjotów. Ale widać taka jest cena wolności słowa, a Pan dr Kasprowicz, pomimo jego wszystkich, tak na tu dobrze nam wszystkim znanych wad, jest jednak o lata świetlne przed gospodarzami wielu innych blogów POLITYKI, z których to wspomniany przez ciebie blog o GMO jest doskonałym wręcz przykładem braku obiektywności, pomimo jego, jakże orwellowskiego, tytułu (‘GMO obiektywnie’)… 🙁
Pozdr.
4 października o godz. 14:46 14968
@Camel
Odczep się od ZWO. Blog ‚‘GMO obiektywnie’ nie ma bowiem nic wspólnego z obiektywnością, jako iż jest on sponsorowany przez firmy genetycznie modyfikujące zywność oraz nasiona a a także przez instytuty „naukowe” zajmujące się nowymi odmianami GMO. 🙁
4 października o godz. 14:49 14969
@ZWO
To było w zasadzie do Ciebie:
„Ja też doceniam blog p. Kasprowicza za możliwość nieskrępowanej dyskusji, nawet jeśli to oznacza, że czasem ktoś mi na nim “dokopie” od głupków, kretynów i innych idyjotów. Ale widać taka jest cena wolności słowa, a Pan dr Kasprowicz, pomimo jego wszystkich, tak na tu dobrze nam wszystkim znanych wad, jest jednak o lata świetlne przed gospodarzami wielu innych blogów POLITYKI, z których to wspomniany przez ciebie blog o GMO jest doskonałym wręcz przykładem braku obiektywności, pomimo jego, jakże orwellowskiego, tytułu (‘GMO obiektywnie’)… 🙁
4 października o godz. 18:51 14972
VW Polska ma dwukrotnie mniejszy przychód na 1 zatrudniomego niż Fiat Auto Poland ale za to zysk dwukrotnie większy.
Można by powiedzieć, że pracownik VW jest dwa razy mniej wydajny niż pracownik Fiata ale jednocześnie bardziej efektywny bo wypracowuje wiekszy zysk.
A może bardziej wyzyskiwany ?
Czy te dane statystyczne są wystarczającem by wynosić jedną firmę nad drugą ?
A może są to sprawy nieporównywalne mino jednakiej miarki?
4 października o godz. 21:03 14974
Marcin
4 października o godz. 1:49
Popieram ten komentarz.
Ten blog ‚z lini frontu’ nie ma ani celu ani strategi. Gospodarz narzuca blachostki pod dyskusje. Juz kiedys pytalem,… w jaki sposob ma to pomoc przedsiebiorcy ???
Tu brakuje identyfikacji realnych problemow biznesu, ich analyzy i rozwiazania. Brak wizji !!! To jest szokujace.
4 października o godz. 21:21 14976
„których lwia większość będzie zapewne w krajach położonych w rejonie wschodniego Pacyfiku, a dokładnie w Chinach i krajach z Chinami sąsiadujących (Tajwan, Korea, Japonia).”
Bocie @trasat, jak przepisujesz to przepisuj cudze posty dokładnie. Gdziekolwiek dodajesz swoje „przemyślenia” to wychodzą banialuki. Dokładnie tak jak twój protoplasta, czyli program Eliza.
Dodałeś „zapewne” i to już jest durnota. Nikt nie ma wątpliwości, że w rejonie Pacyfiku, tak jak napisałem.
Dodałeś „wschodniego” i też się zbłaźniłeś, bo w swoim bólu po wykopaniu cię z Ameryki tendencyjnie i jak zwykle głupio pominąłeś USA. Na złość! Czysty komuch. Kto ciebie pisze, bocie @trasat? Co za pokręcona osobowość.
Twoja chora główka wygenerowała „a dokładniej w Chinach”, na co nie ma najmniejszych dowodów. Żadna chińska firma półprzewodnikowa nie jest nawet w pierwszej 25-te firm świata a to oznacza, że jest około 30 razy mniejsza pod wzgledem sprzedaży od prowadzącego Intela, gdyż musi być mniejsza od firmy na 25-tym miejscu, czyli od Rohma, który sprzedaje za około 27 razy mniej niż Intel.
Biorąc pod uwagę sprzedaż firm z pierwszej 25-ki najwiekszych półprzewodnikowych firm świata za 2012 i sumując krajami dostajemy, w mld $:
USA_______82.4
Korea______41.4
Japonia____20.5
Taiwan_____17.2
UE_________8.4
Tak to ten twój „wschodni Pacyfik” bez USA wygląda, bocie @trasat. Razem sprzedaje mniej niż same USA, lemologu.
4 października o godz. 21:29 14977
ja już nawet pomijam tę geograficzną twórczość o banialuki o „rejonie wschodniego Pacyfiku, a dokładnie w Chinach”
5 października o godz. 4:47 14988
@zza kałuży
1. Zrozum, „inteligentny inaczej” polonijny chamusiu „zza kałuży” (a dokładnie ze slumsów Chicago), że ja nie piszę o dniu dzisiejszym, a o przyszłości. Co z tego, że dziś żadna chińska firma półprzewodnikowa nie jest jeszcze nawet w pierwszej 25-te firm świata, skoro (przykładowo) kilkanaście lat temu nikt nie przewidywał, że dziś Chiny będą największym na świecie producentem samochodów osobowych, że co czwarty samochód produkowany jest dziś w Chinach, że Chiny będą mieć najdłuższą sieć autostrad i najdłuższą sieć szybkich kolei na świecie?
2. Z Ameryki wyjechałem zaś z własnej, nieprzymuszonej woli, już ponad 10 lat temu, widząc, że ten kraj (USA) zmierza ku samozagładzie. Żadna to dla mnie przyjemność mieszkać tam, gdzie władza odgradza się od obywateli zaporami z betonu i drutu kolczastego, i gdzie policja z zimną krwią morduje każdego, kto zbliży się z byt blisko do pałacu prezydenckiego i gdzie politycy, w ramach pokazania, kto jest ważniejszy, a właściwie, kto jest głupszy, doprowadzają do tego, że rząd nie ma pieniędzy na muzea czy też parki narodowe, ale ma na prowadzenie brudnych, kolonialnych wojen (dziś głownie w Afganistanie).
3. Chiny leżą w regionie Wschodniego Pacyfiku – Zachodni Pacyfik to jest zaś Ameryka. A żadne twoje żałosne bluzgi tego nie zmienią! 😉
5 października o godz. 5:50 14990
@axiom1
Też uważam, że ten blog, czyli ‘z linii frontu’ nie ma ani celu ani strategii, że Pan Gospodarz narzuca nam tu tylko błahostki pod dyskusje, i że to, co on pisze nie jest po to, aby .pomóc przedsiębiorcy, ale aby się samemu lansować przy świetle latarni zwanej POLITYKĄ. I zgoda, że tu brakuje identyfikacji realnych problemów biznesu, ich analizy i propozycji ich rozwiązania oraz że Panu Gospodarzowi zwyczajnie brak jest wizji oraz że to może być szokujące, ale z drugiej strony to, tak jak ZWO, ja bardzo cenię sobie blog dra Kasprowicza za możliwość nieskrępowanej dyskusji na nim, nawet jeśli to oznacza, że czasem ktoś (takie różne Andrzeje, Luapy i inne podejrzane osobniki, w tym też nawet „zza kałuży” a nawet i Ty, czyli axiom1) mi na nim “dokopią” od głupków, kretynów i innych idyjotów. Ale widać taka jest cena wolności słowa, a Pan dr Kasprowicz, pomimo jego wszystkich, tak na tu dobrze nam wszystkim znanych wad, jest jednak o lata świetlne przed gospodarzami wielu innych blogów POLITYKI, z których to wspomniany przez ZWO blog o GMO jest doskonałym wręcz przykładem braku obiektywności, pomimo jego, jakże orwellowskiego, tytułu (‘GMO obiektywnie’). 🙂
5 października o godz. 6:20 14991
@Gospodarz
Jeszcze o inflacji. Inflację mierzy się na ogół przez szacunek zmiany cen płaconych przez konsumentów, czyli przy pomocy tzw. CPI (Consumer Price Index). Nie wnikając w techniczne szczegóły liczenia tego wskaźnika, oczywiste jest, że decydujące znaczenie ma u wybór dóbr, których ceny będziemy śledzić, czyli inaczej wybór tzw. standardowego koszyka dóbr konsumowanych w danym kraju w danym momencie. Bardzo ważna staje się więc struktura tego koszyka, jako iż nie sposób jest mierzyć zmian cen każdego dobra konsumowanego przez każdego konsumenta, szczególnie np. w Chinach, z ich ponad miliardową ludnością, a nawet i w Polsce. Statystycy wybierają więc dość arbitralnie strukturę tego koszyka – w teorii na podstawie wyrywkowych badań zawartości realnych koszyków dóbr, a w praktyce tak, aby, na ile to jest tylko możliwe, wyeliminować z niego te towary, których ceny rosną najszybciej, aby tym samym zadowolić władze (wiadomo, że każdy rząd chce się dziś chwalić przed światem niską inflacją tak samo jak niskim bezrobociem oraz wysokim PKB). Przykładowo: w Australii, przy liczeniu CPI, wyeliminowano ostatnio z owego standardowego koszyka dóbr czynsze oraz energię (gdyż ich ceny rosną na antypodach „niereprezentatywnie szybko”), stąd też oficjalny wskaźnik CPI ma w Australii silną tendencję do zaniżania wysokości inflacji (podobnie jest także w Australii ze stopą bezrobocia, która też jest mocno tam zaniżana w oficjalnych statystykach).
Niektórzy pamiętają pewnie, jak to Gomułka tłumaczył się w swoim czasie z podwyżki cen mięsa, wyjaśniając, że polskim robotnikom mimo tego będzie się żyło lepiej, gdyż jednocześnie spadły przecież ceny lokomotyw. Miał on jednak trochę racji, jeśli założyć, że tańsze lokomotywy przełożą się na tańsze bilety kolejowe (w tym szczególnie na bilety na dojazdy do pracy) oraz na niższe ceny np. węgla, przewożonego przecież głównie koleją, a więc i na niższe ceny energii elektrycznej, co powinno dać niższe ceny praktycznie wszystkiego. Ale dobrze wiemy, że to tylko teoria, że tańsze lokomotywy oznaczały wtedy w Polsce głównie niższe koszta dla PKP, co wcale nie musiało zaowocować tańszymi biletami czy też obniżką cen za przewozy towarów koleją.
Dochodzą tu także problemy związane ze zmianą struktury tego koszyka. Nie wspominając już o tym, że w II RP, a nawet i praktycznie w PRLu, mało kto miał telefon, to nikt nie miał wtedy na świecie telefonu komórkowego, a więc jak porównać koszyki dóbr o zupełnie innej strukturze? Dawniej Polacy wydawali sporo na zakup węgla do ogrzewania mieszkań, a teraz mówi się, że po roku 2020 mają być wyeliminowane z Polski domowe piece węglowe, co w oczywisty sposób radykalnie zmieni strukturę koszyka dóbr. Tyle, że tego, jak porównać koszyki dóbr o zupełnie innej strukturze, to nie wiedzą, tak na prawdę, nawet nobliści.
Pozdr.
5 października o godz. 6:26 14992
@Gospodarz
Nie raz i nie dwa przedstawiłem w tym miejscu nie tylko negatywną ocenę zdolności sektopra MŚP do innowacji, ale także do zapewnienia ludzkich, tj. przede wszystkim bezpiecznych, warunków pracy i godziwej płacy dla swych pracowników. Łatwo jest bowiem chwalić sektor MŚP, jeśli ma się dobrą i stabilną posadę w administracji państwowej, ale jest to zupełnie inna historia, jeśli ma się szansę tylko na zdobycie pracy w małym czy nawet średniej wielkości przedsiębiorstwie, a zwłaszcza w małym, rodzinnym biznesie działającym w małym mieście w słabiej rozwiniętym regionie dzisiejszej Polski. Oczywiście, istnienie małych i średnich przedsiębiorstw jest koniecznością, zwłaszcza w obecnych warunkach wysokiego, strukturalnego i chronicznego bezrobocia. Ale jedną sprawą jest ekonomiczna i technologiczna konieczność istnienia tego sektora, a drugą jest jego obiektywna ocena, która musi być negatywna z punktu widzenia jego pracowników, jak też i jego braku zdolności do innowacji.
Jako iż w przeszłości polityka społeczna i zatrudnienia koncentrowała się głownie na ilości a nie jakości nowych miejsc pracy, tak więc politycy uważają sektor małych i średnich przedsiębiorstw jako siłę napędową zarówno wzrostu gospodarczego jak też i tworzenia nowych miejsc pracy. Można więc powiedzieć, że sektor MSP jest rzeczywiście bardzo wygodny dla polityków, którzy traktują go jako tanie źródło niskiej jakości miejsc pracy, ponieważ obniża on oficjalna stopę bezrobocia, ale zasada jest taka, że najwięksi obrońcy MŚP nigdy nie zechcą dobrowolnie zdecydować się na pracę w tym sektorze.
5 października o godz. 6:34 14993
@Gospodarz (in English)
In Poland, in years 1994-2006 micro-enterprises constituted the great majority of all enterprises: of all Polish two to over three million enterprises, roughly 94.4% were micro, 4.5% small and 0.9% medium. Large enterprises constituted only 0.2% of all Polish enterprises, but were employing roughly 35% of all workers and generating 54% of GDP, 55% of exports and were responsible for 56% of all investments. Furthermore, in years 1995-2004 only roughly 62% of Polish SMEs survived first year of their operation. Of all SMEs created in 1995, only 32.3% were doing business in 2001 (5 years later). It is even worse in 21st century: only 31.9% of all SMEs created in 2001 were doing business in 2004, i.e. only 3 years later.
According to Gazeta Wyborcza Biznes between years 2000 and 2010 disappeared, in Poland alone, 70 thousand small shops, of which the majority employed less than 10 persons. The share of those smallest shops in the total market decreased in lat 10 years by 5%, while the share of shops employing 10 and more workers increased in the same period by 2%. However, the most dynamically develops the sector of large shops, i.e. employing more than 50 persons: in year 2010, the share of supermarkets in the Polish market increased by 10% and hypermarkets by 6%.
One of the reasons of this collapse of small shops is dumping. For example: wholesale price of oranges was (in Southern Poland in March 2011) approximately 1 euro, while hypermarkets used to sell them for less than 50 eurocents. Another reason is that large shops are now open longer, and thus “steal” customers from the small local “convenience” shops, as the smaller shops usually cannot afford to hire additional staff in order to stay open longer hours. Small shops also have very limited marketing resources, mostly due to their high costs.
Because of pauperisation of majority of Poles, especially during the latest recession, in years 2006-2010, there was opened in Poland over 8 thousand shops with used clothes (so-called “lumpex” shops), i.e. more than twice as in pre-crisis years 2002-2004. However, according to Anna Czulec of HBI Polska, only 1000-1200 (less than 20%) of them will survive the next two years.
Furthermore, in case of Poland, significant increase in number of micro-enterprises, i.e. those employing 9 or less persons, especially in years 1995-2003 (in that period number of micro-enterprises in Poland increased from 1, 921,151 to 3,410,233 i.e. by 77.5%) was caused mostly by the demands of employers, who forced their employees to establish own micro-firms, as this way the (former) employers did not have to pay social security levies. Obviously, the (former) employees are worse-off as formally independent entrepreneurs, as they have now to pay their ZUS contributions from their own income. Employees tried to resist such unfair demands, but usually they had no choice, as the only alternative to establishing their own “businesses” was an instant dismissal, while unemployment rate in Poland in that period was on average 15.5%, and there was (on average) over 325 unemployed persons per one job offer (according to the official GUS figures). Those data from Poland clearly show that frequently a micro-enterprise is a mockery of entrepreneurship, as those “micro-entrepreneurs” were simply forced to open their own “enterprises” by the owners of larger, economically viable firms, who supplied the smaller firms with orders. It is also obvious, that the owners of micro-firms would be, as a rule, much better-off as salaried employees. Nevertheless, as the current government of Poland is pro-business and anti-employees, so ordinary people are powerless, especially in situation, where unemployment is high, trade unions are weak, and practically restricted to large, state owned firms and state administration. This is a very ugly face of free market capitalism a face, which was not supposed to appear in Poland, according to what the leaders of “Solidarity” trade union (who are now in the government) were saying at the start of Polish transformation, i.e. in the early 1990s.
The above data clearly prove that SMEs sector is economically weak and inefficient, and frequently based on simple coercion. Taking Poland, as an example, it can be easily proved, that although SMEs sector employs over 65% of workers, it produces only slightly more than 45% of GDP, i.e. it has much lower productivity than large enterprises. In other words: any dollar, euro or złoty invested in the SMEs sector, is a dollar, euro or złoty wasted, as it would produce much larger return, when invested in a large enterprise. The reasons for such a situation are obvious, as SMEs suffer from endemic:
– shortage of capital: they have usually no access to the bank loans, so they have to borrow, on a very large interest from the so-called loan sharks, and even if they have an access to so-called micro loans, they still have to pay, quite frequently, interest rates as high as 80 to 125 per cent a year, that is a clear example of state-sanctioned usury;
– shortage of skills: as they pay generally less than large enterprises, they naturally do not attract the best employees (see also next sections on remuneration and condition of work in the SMEs);
– uncertainty: as a rule, almost 50% of SMEs do not survive the first year of operation, and less than 1/3 of them survive beyond 4-5 years of operation, thus their owners frequently do not invest in them more, that barely necessary to survive.
Moreover, Evans & Leighton (1990 p. 80) found that “poorer wage workers – i.e. unemployed workers, lower-paid wage workers, and men who have changed jobs a lot – are more likely to enter self-employment or to be self-employed at point of time, all else equal. These results are consistent with the view of some sociologists that ‘misfits’ are pushed into entrepreneurship. They obviously refers to self-employment, but as the difference between self-employment and a very small (micro) firm is frequently insignificant, so their observations can be well adapted to the smallest firms employing paid labour.
5 października o godz. 7:58 14998
Zacznij od tego:
en.wikipedia.org/wiki/Ex_parte_H.V._McKay
W skrócie:
A definition of a ‚fair and reasonable wage’ had to be established. Higgins employed Pope Leo XIII’s encyclical Rerum Novarum, establishing that remuneration „must be enough to support the wage earner in reasonable and frugal comfort”. He heard evidence from workers and their wives. Following, he accounted for light, clothes, boots, furniture, life insurance, union pay, sickness, books, newspapers, alcohol, tobacco, transport fares and so on. Higgins settled on a figure of 2 pounds and 2 shillings per week or 7 shillings a day as a minimum wage.
abc.net.au/federation/fedstory/ep3/ep3_events.htm
5 października o godz. 9:10 15003
@ trasat
„Można więc powiedzieć, że sektor MSP jest rzeczywiście bardzo wygodny dla polityków, którzy traktują go jako tanie źródło niskiej jakości miejsc pracy, ”
Zgadza sie, to mniej wiecej porownalbym do dzialania zawodowych menadzerow firm ktore zajmowaly sie pompowaniem akcji czarujac wszystkich wokol ze jest dobrze, a nawet lepiej niz dobrze do czasu zanim sie akcjonariusze nie zorientowali co sie dzieje i zaczeli nagle sprzedawac akcje.
Tyle ze politycy zamiast pompowac akcje pozyczaja po cichu pieniadze i oszukuja w statystykach poziom bezrobocia, czy naciagaja produkt narodowy stosujac kreatywna ksiegowosc. Roznica pomiedzy firma a panstwem jest tylko taka ze panstwu trudniej jest zbankrutowac, bo firma moze to zrobic i nawet na tym czesto dobrze wychodzi, podczas gdy panstwo raczej za cos takiego banki pognebia. I teraz jest pytanie: skoro nie MSP to jakie jest wyjscie? Byl w modzie akcjonat pracowniczy ktory rzekomo mial byc skokiem cywilizacyjnym w Portugalii czy w Irlandii, ale cos musialo tam nie wyjsc, skoro te kraje teraz kuleja. Akcjonat pracowniczy moglby byc sposobem na koncentracje kapitalu i tworzenie duzych firm zdolnych konkurowac z innymi rekinami, bo na plotkach raczej gospodarka daleko nie ujedzie. Pozdrawiam.
5 października o godz. 9:54 15005
Marcin
5 października o godz. 9:10
Zadaniem rzadu jest stworzenie takich warunkow w ktorych biznes moze sie rozwijac.
Polski rzad a raczej nierzad wogole sie nie wywiazuje z tego obowiazku. Coz, premierem jest tylko historyk, bez zadnych pozytecznych kwalifikacji ani doswiadczenia. Nawet kioskiem Ruchu nie kierowal . Skad on ma wiedziec co robic ???
Oczywisce doktor Kasprowicz moglby mu doradzac. Ale historyk i tak nie zrozumie co jest zromumiale.
Co jest potrzebne ?
Przedewszystkim stabilna sytuacja polityczna i makroekonomiczna.
Rzad to kompletnie zawala. Potrzebne jest ponad partyjne prozumienie i zgoda na dlugoterminiowy strategiczny plan rozwoju gospodarki. Po to aby nadac rozwojowi kierunek. Potrzebny jest mechanizm eliminacji wstrzasow w celu zmniejszenia ryzyka dla biznesu. To rowniez rzad zawala. Nawet nie rozumie !!! Wrecz przeciwnie. Rzad stwarza ryzyko dla biznesu.
A nastepnie;
Edukacja
Prawo
Finanse
Infrastruktura
Energia
Doradctwo
Ochrona rynku
Tu nawet nie chodzi o nowe wydatki, tylko oragnizacje.
Rezim nie rozpoznaje potrzeby reform aby dziedziny te sluzyly rozwojowi biznesu. Ani nie koordynuje. To wszystko rzad zawala.
To z powodu glownie baku kompetencji rzadu polski biznes nie jest konkurencyjny, doswiadcza wstrzasy, nie uczciwa konkurencje z zagranicy co jest ryzykiem. I biznes probuje przerzucic to ryzyko na pracownikow. Jedyna forma konkurncji jest tania sila robocza. Stad ciagle slychac nowe pomysly na temat jak dalej wyjebac pracownika.
Oczywiscie takiego stanowiska Kasprowicz nigdy nie odawzy sie przyjac. Bo po prostu podpadnie i wiemy co dalej,… , szans na rzadowe zlecena nie bedzie. A moze nawet tajne sluzby przyjda o 4 rano,…
5 października o godz. 10:53 15007
P.S2
Tym, którzy uważają mnie za obrońcę przywilejów związkowych.
W Czechach trwa wielka dyskusja o warunkach pracy w firmie Foxconn (!) w Pardubicach. Pracują Wietnamczycy, Bułgarzy i Mongolczycy. Warunki pracy gorsze niż w Chinach, gdzie nawet Apple nie wytrzymał. Praca trwa po 12 godzin, 7 dni, choć rzekomo zdarzają się przerwy. Czesi przyznają, że warunki pracy mają wpływ na zdrowie pracowników. A dzięki umieszczeniu firmy w EU Apple nie musi płacić ceł za iPady.
Plujcie na Związki i wierzcie, że rząd was obroni, a niedługo sami będziecie mieli takie warunki. Sprawę nagłośnili nie Czesi tylko Niemcy.
5 października o godz. 12:11 15010
ZWO
5 października o godz. 9:43
„Już dzisiaj piana z pyska się toczy różnym postkomunistycznym wielbłądom, dostają drgawek na myśl, że ktoś dostanie środki do życia bez pracy. Straszne dla nich. Ciekawe, że w Niemczech najbardziej przeciw są związki zawodowe, a tyle tu pieprzenia o ich rzekomych przywilejach.”
Proszę Cię – mozesz to szerzej wyjaśnić bo tak skrótowo to nie kumam ” o co loto”.
ja myślałem, że to liberałom piana z pyska się toczy na myśl, że ktoś może coś dostać nie pracując. Też zdałoby się zdefiniować bliżej to pojęcie „praca” , bo niektórzy „pianobijcy” uważają, że bez ich „pracy” gospodarka upadnie a tymczasem niedługo nie będzie komu chleba upiec. Tak, jak 20 lat temu firma, w której wtedy pracowałem chciała podbić kraje byłego ZSRR maszynkami masarskimi dla małych masarni. Okazało się , że nie ma tam ludzi znających się na produkcji wędlin.
5 października o godz. 12:29 15011
W efekcie jednostki funduszu zarządzanego przez popularnego ekonomistę od lutego ubiegłego roku potaniały z 13,47 zł do 6,73, czyli o połowę.
Cały tekst: http://wyborcza.pl/1,75248,14723381,Armagedon_w_funduszu_zarzadzanym_przez_Rybinskiego_.html#ixzz2gqGqeghT
=======================
Wartość przewidywań ekonomistów jest jak widać złudna….
A może ekonomia nie jest nauką?
Prawa psychologii są sensowniejsze?
5 października o godz. 13:14 15012
Godziwe zarobki to 30% 50% więcej niż się zarabia.
6 października o godz. 5:53 15025
@Andrzej
Napisalem ci juz, ze podcinasz galaz na ktorej siedzisz, gdyz w twoim interesie jest aby bezrobocie w Niemczech bylo jak najnizsze (albo aby zasilki byly tam jak najwyzsze), gdyz inaczej to komu bedziesz sprzedawac swoje krzesla drewniane? A jak zbankrutujesz, to z czego bedziesz zyc, skoro zasilki dla bezrobotnych sa w Polsce bardzo niskie a przysluguja one najwyzej przez rok?
6 października o godz. 6:08 15027
@wiesiek59
1. Ekonomia to jest „dismal science”, czyli „ponura nauka”, gdyz zajmuje sie ona ograniczonymi zasobami, ktore trzeba jakos podzielic pomiedzy ludzi majacych niemalze nieograniczone potrzeby. A, jak to wiemy juz z doswiadczen historii, to ani rowny podzial (‚urawnilowka’), ani tez podzial proporcjonalny do posiadanego bogactwa, do niczego dobrego nie prowadza. Jedyne wyjscie to zapewnienie dla kazdego minimum socjalnego oraz podzial pozostalej nadwyzki proporcjonalnie do wkladu pracy danej osoby w wytworzenie tejze nadwyzki (czyli wedlug ilosci, a szczegolnie zas jakosci wlozonej pracy).
2. Psychologia jest jeszcze mniej scisla (mnie dokladna i mniej obiektywna) nauka niz ekonomia. Poza tym, to psychologia odnosi sie glownie do mikroekonomii – do makroekonomii odnosi sie zas psychologia spoleczna oraz zblizona do niej socjologia oraz antropologia spoleczna.
3. Finanse sa tylko czescia ekonomii, i to, w brew pozorom, nanjmniej naukowa jej czescia, jako iz wspolczesne finanse dzialaja na zasadzie kasyna, czyli gry losowej, w ktorej z definicji wygrywa wlasciciel miejsca (instytucji), gdzie sie ta gra odbywa, a najmniej przegrywaja na niej najbogatsi gracze.
Pozdr. 🙂
6 października o godz. 6:17 15028
@kaesjot
1. Tak samo jak nie trzeba sie znac na chemii, hydraulice czy automatyce, aby uprac brudna bielizne przy pomocy pralki automatycznej oraz proszku do prania i wody z kranu, to tak samo nie trzeba sie specjalnie znac na produkcji wedlin, aby je wyprodukowac przy uzyciu odpowiednio zautomatyzowanych maszyn (linii produkcyjnych).
2. Liberałom piana z pyska się toczy na myśl, że ktoś może coś dostać za nic nie majac kapitalu, a nie niepracując, jako iz liberalowie zyja przeciez (z definicji!) z cudzej, a nie ze swojej wlasnej pracy!
Pozdr.
6 października o godz. 6:35 15030
@Marcin
1. Nie raz i nie dwa pisalem tu, ze gielda (tzw. papierow wartosciowych, gdyz sa tez inne gieldy, np. gielda metali w Londynie) jest kasynem, czyli jednym wielkim oszustem – obiecuje ona bowiem, jak kazde inne kasyno, kazdemu graczowi wygrana, a dostarcza tym graczom wlasciwie tylko przegrane, gdyz inaczej jaki bylby sens posiadania kasyna, w tym tez takiego zwanego gielda?
2. Akcjonariat pracowniczy czy tez tzw. partycypacja (modna na Zachodzie w latach 1970tych) to sa tylko desperackie proby reanimowania trupa, jakim jest przeciez juz dzis kapitalizm rynkowy. Trupa mozna podmalowac oraz spryskac perfumami – tak, ze bedzie on ladnie wygladac i ladnie pachnac, ale dalej zostanie on przeciez tylko trupem!
2. Swoja droga, to dziwny jest dla mnie ten sprzeciw polskiej prawicy przeciwko dalszemu zadluzaniu sie rzadu RP w prywatnych bankach. Przeciez im bardziej rzad RP jest zadluzony w prywatnych bankach, tym wieksze zyski z tytulu odsetek od pozyczonego kapitalu maja prywatne banki, ktore ow rzad finansuja. Chyba, ze Balcerowicz stracil ostatnio poparcie zachodnich bankierow i teraz chce sie na nich odegrac, pokazujac, ile to pieniedzy polskich podatnikow nieopotrzebnie idzie za granice, na splate dlugu zaciagnietego na Zachodzie przez postsolidarnosciowe wladze RP, w tym wiec i rzady, w ktorych Balcerowicz byl wicepremierem i mninistrem finansow!
Pozdr.
6 października o godz. 7:07 15031
@ trasat
Jest zaiste paradoksalna sytuacja jak chodzi o dlugi panstwowe. Im wieksze dlugi ma panstwo, tym wyzsze odsetki panstwo musi placic za pozyczki. Kto na tym zyskuje? Banki oraz wlasciciele papierow wartosciowych, a tymi osobami nie sa wlasciciele malych byznesow. Dlugi narodowe trzeba splacac i kto to musi robic? Oczywiscie glownie wlasciciele malych byznesow oraz ich pracownicy, dlatego ze wielkie korporacje sie z tych powinnosci potrafia wyslizgac, natomiast biedacy ktorzy sa na garunuszku panstwa nie maja placic z czego. Jak sie okazuje ci ktorzy w sumie za te dlugi placa najmniej sie nimi przejmuja. Oni wylacznie krzycza ze nie chca placic za prace wiecej swoim pracownikom, natomiast jak mowa jest o dlugach, to od razu wskazuja palcem tych co sa na socjalu. Tymczasem prawdziwym powodem ich zmartwien powinny byc dlugi ktore rzad zaciaga glownie na ich konto. Jak wczesniej wspomnialem ci ktorzy sa grubymi rybami niedosc ze nie placa podatkow, na dodatek zarabiaja na obligacjach panstwowych, czyli w ich interesie lezy by panstwo sie zadluzalo, bo w ten sposob to co panstwo zaciagnie laduje na ich kontach w postaci odsetek bankowych. Jakos widac na przykladzie Grecji ze bankructwa nikt nie che. Chodzi o to aby jeszcze wiecej zadluzyc to panstwo, by mialo indeksy wiarygodnosci obnizone i w ten sposob mozna bylo ich obciazac jeszcze wieksza lichwa. Nie wiem czy i jak dlugo to bledne kolo bedzie sie krecilo? Przeciez ekonomiczne glowy to wszytko widza. Byc moze Balcerowicz zaczyna dostrzegac widmo rewolucji?
6 października o godz. 8:21 15033
Zalozenie za banki maja kapital jest powszechna bzdura !!!
Banki nie maja, nie sa wlascicielami (prawie) zadnego kapitalu.
Nie rozumiem dlaczego to tak trudno zrozumiec.
Banki zarzadzaja kapitalem innych ludzi, kapitalem swych klientow ktorzy maja w bankach konta. W Polsce, jest to wiec kapital wszystkich polakow.
Wystarczy poczytac sprawozdania majatkowe bankow i instytucji finansowych.
tzw Balance Sheets.
Akcjonariusze bankow nie wkladaja wiecej niz 1-3% kapitalu ktorym bank dysponuje. Natomiast czlonkowie zarzadow bankow nawet nie musza byc akcjonariuszami.
Czyli osoby ktore zarzadzaja calym kapitalem do dydpozycji bankow nie biora absolutnie zadnego ryzyka i zarzadzaja tym kapitalem dla swego wylacznie interesu.
Tak wiec jezeli polski rezim dyktaotra Donka Tuska pozycza od banku to w rzeczywistosci pozycza od polakow ktorzy maja konta tym banku. Ale odsetki zbiera zarzad i bankowi akcjonariusze. Posiadacze kont natomiast rzadko otrzymuja odestki ale musza placic za administracje i obsluge swych kont.
Tu nie ma znaczenia czy bank na terenie Polski jest w obcych lapach.
Pozyczki dla rzadu sa oczywistym marnotrastwem. Nie rozumiem dlaczego liberalowie nie protestuja. Przeciez to nawet gorsze niz dotacje. Bo sa to pieniadze polakow i beda spalcane przez polakow podczas gdy odestki zbiera waska klika cwaniakow w zarzadach bankow. Z czego sobie placa gigantyczne premie. A kraj, gospodarka i ludzie nic z tego nie maja. Tak obracany kapital niczego nie produkuje.
To jest absolutnie absurdalne ! To zaden kapitalizm tylko oczywiste zlodziejstwo i gigantyczne marnotrastweo produktywnosci kapitalu.
Co jednak latwo rozwiazac.
6 października o godz. 9:07 15036
Po raz kolejny pokazujesz ze z matematyka u ciebie nie najlepiej. Gdy zwolniles 6 pracownikow i zastapiles ich prace maszynami, to chyba potrafisz wyliczyc ze lepiej tym ludziom zaplacic socjal niz maszyny wyzlomowac i zatrudnic ich spowrotem? Chyba ze placiles im tyle co na socjalu to by tlumaczylo dlaczego ten krzyk.
6 października o godz. 10:05 15041
Ty znowu jak zazwyczaj nie rozumiesz ze na tym przykladzie chodzi o zasade.
Kazdy kto wprowadza mechanizacje ktora zastepuje prace ludzi musi sie liczyc z faktem ze jak wszyscy beda tak robic- a to jest juz na swiecie zasada, to pracy dla wszystkich po prostu nie bedzie. Co z tymi ktorzy pracy miec nie beda zrobic? Wyslac ich na ksiezyc? Od tego sa strategie ekonomiczne ktore powinny ten rodzaj zjawisk analizowac i tlumaczyc spoleczenstwu, ze nie ma juz swiata ktory byl i trzeba ponosic konsekwencje postepu technologicznego. Przeciez jest dla kazdego oczywista sprawa ze komputery wyeliminowaly caly szereg pozycji i tego skutki sa mierzalne. Przechodzic do tego wszystkiego obojetnie jest brakiem realizmu. A juz liczenie na to ze sytuacja sie sama rozwiaze bo nadwyzka zalozy male firmy, albo wyemigruje to jest barbarzynstwo w stylu trzeciego swiata. Z Polski RFN-u nie bedzie, bo RFN korzysta tylko na tym ze ma lepszy poziom techniki od innych krajow, dlatego swoim eksportem zapewnia ciagle prace tym ktorzy sa i tam nadwyzkami spowodowanymi mechanizacja. O tym niestety sie nie dyskutuje, malo tego, z calkowita obojetnoscia sie zaklada ze robotyzacja przyjdzie, a ta wyeliminuje jeszcze bardziej pracownikow. Trzeba sie liczyc z faktem ze bedzie czesc spoleczenstwa skazana na bezrobocie chroniczne, chyba ze wprowadzi sie nowy system gospodarczy, ktory nie bedzie bazowal na zysku jako jedynym czynniku.
6 października o godz. 10:33 15043
@Marcin
Wraz z mechanizacja zmienia sie struktura zatrudnienia. Gdy pojawia sie maszyna, pojawia sie rowniez mechanik, inzynier i firma ktora te maszyne wyprodukowala. Gdy pojawia sie komputer pojawia sie kilkanascie zawodow w IT,….
Technologia nie niszczy miejsc pracy. Technologgie zmieniaja struktury zatrudnienia i zwieksza produktywnosc. Wez Niemcy za przyklad. Kraj wysoko uprzemyslowiony a bezrobocie jest tam okolo 5.4%.
Ta dyskusje zbiegla z tematu.
Przedsiebieorcy chcieli by wynajmowac i wyrzucac kiedy im sie podoba. W jaki sposob osoba wyrzucona ma przetrwac do nastepnego wynajacia jezeli wogole, to ich nie interesuje. Jednoczesne ta banda zloczyncow judzona przez liberalow krytykuje wszelkie formy pomocy dla bezrobotnych.
To jedna z definicji kurewstwa. To tzw polski przedsiebiorca.
To tumanstwo po prostu nie rozumie ze osobnik wyrzucony z pracy i bez zrodel utrzymania po prostu sobie zdechnie i nie bedzie wiecej do wynajecia. Wraz z nim przepadna jego kwalifikacje i konsumpcja.
Jednoczensie to tumanstwo nie ma nic przeciwko niekonczacym sie pozyczkom zaciaganym przez rzady przez juz 24 lata. A to przeciez rowniez pomoc i tylko na przezarcie. Tak wiec rzad ktory nie potrafi zbalansowac budzetu powinien rowniez naturalnie zdechnac.
Przedsiebiorcow trzeba trzymac ostro za morde. Wsrod nich skurwienie i pazernosc osiagnely najwyzszy poziom, zagrazajacy cywilizacji i ludzkosci. Jest tylko kwestia czasu i zwiazki zawodowe sie zmilitaryzuja i zaczna rozliczac. Jak ‚wolnosc’ to dla wszystkich.
6 października o godz. 11:03 15044
@ Axiom1
„Technologia nie niszczy miejsc pracy. Technologgie zmieniaja struktury zatrudnienia i zwieksza produktywnosc. Wez Niemcy za przyklad. Kraj wysoko uprzemyslowiony a bezrobocie jest tam okolo 5.4%. ”
Niemcy zgoda ze maja bezrobocie na niskim poziomie mimo iz u nich mechanizacja jest na wysokim poziomie, ale to zawdzieczaja przede wszystkim eksportowi wysoko przetworzonych produktow. Gdyby wszystkie kraje unii byly w tej samej pozycji kto by kupowal nadwyzki produkcyjne? Moze inne kraje mniej uprzemyslowione by jakis czas byly zrodlem eksportu, ale do czasu.
Te sprawy mozna rozwiazywac inaczej, jak wspomnialem nie kierujac sie wylacznie czynnikiem zysku. Na przyklad rozszerzyc strukture regeneracji, recyrkulacji, poprawiac bardziej niz dotad infrastrukture. Bardziej usprawnic rynek uslug. O tym trzeba dyskutowac, a nie czekac ze to sie zrobi samo.
6 października o godz. 11:18 15046
@axiom1
1. Nie pisz bzdur, ze technologia nie niszczy miejsc pracy, gdyz postep techniczny (technologiczny) jest z definicji pracooszczedny, stad tez im dana gospodarka jest bardziej rozwinieta, tym wyzsze jest w niej bezrobocie technologiczne. Przykladowo: w Europie Zachodniej czy tez w USA albo w Australii, to rolnictwo jest wysoko zmechanizowane, stad tez pracuje w nim gora kilka procent ludnosci (dokladnie osob zatrudnionych w calej gospodarce narodowej danego kraju), a w zacofanych krajach III swiata, to w rolnictwie zatrudniona jest czesto wiekszosc pracownikow, stad tez im kraj jest bardziej zacofany, tym nizsze jest w nim bezrobocie technologiczne (ale calkowite bezrobocie jest w takim kraju na ogole wysokie, glownie ze wzgledu na niskie zarobki a wiec tez i niski popyt).
2. Zgoda, wraz z mechanizacja zmienia sie struktura zatrudnienia, ale kiedy pojawia sie automatyzacja, to ludzie staja sie (stopbiwow) zbedni, szczegolnie, jesli jest to zaawansowana automatyzacja oparta na komputerach i robotach. To tylko dawniej bylo tak, ze gdy pojawiala sie maszyna, to pojawial sie rowniez nie tylko mechanik i inzynier ja tworzacy, ale takze pracownicy, ktorzy te maszyne obslugiwali oraz naprawiali. Na poczatku bylo wiec tak, ze pojawily sie pierwsze prymitywne (lampowe) komputery, to pojawilo sie kilkanascie nowych zawodow, np. operator komputera, bibliotekarz tasm magnetycznych i dyskow, operatorka dziurkarek (kart perforowanych i tasm perforowanych), konserwator jednostki centralnej, operatorzy oraz konserwatorzy roznych urzadzen peryferyjnych (wejscia i wyjscia, pamieci zewnetrznych na tasmach, dyskach, bebnach etc.) oraz programista. A co z nich dzis zostalo? Tylko programista.
3. Poczytaj tez o komuterze SKOK (Szybki Kompatybilny z Odra Komputer). To byl komputer kompatybilny z Odra 1304 i 1305, tyle ze w (relatywnie) nowoczesnej technologii, a wiec eliminowal on takie zawody jak w/w poza programista, jako iz nie psul sie on, nie potrzebowal on on takze kart perforowanych czy tez tasm magnetycznych, a bylo to przeciez dawno temu, w latach 198otych, a od tego czasu to technologia komuterowa zrobila przeciez olbrzymie postepy.
4. Prawdziwa stopa bezrobocia w Niemczech jest znacznie wyzsza niz te oficjalne 4.5%. Pisalem juz nie raz i nie dwa, w jaki to sposob na Zachodzie “poprawia” sie statystyki bezrobocia, glownie maipulujac definicja bezrobotnego.
5. Juz tlumaczylem ci tez, ze rzad pozycza od prywatnych bankow, aby dac tym bankom zarobic, a banki oczywiscie rewanzuja sie politykom za ta pomoc.
6. Zgadzam sie z toba, ze polscy przesiebiorcy postepuja nieetycznie, ale zmusza ich do tego system kapitalistyczny, w ktorym przetrwac moga tylko ci przedsiebiorcy, ktorzy maja najwyzsze stopy zysku, zas w polskich warunkach, gdzie firmy sa niedokapitalizowane, to zysk zwiekszyc mozna tylko zwiekszajac intensywnosc pracy, czyli poprzez wiekszy wyzysk pracownikow. A ze taki skrajny wyzysk musi doprowadzic do kolejnej rewolucji, to jest chyba wrecz oczywiste.
6 października o godz. 12:18 15049
@axiom1
Napisales: “Pozyczki dla rzadu sa oczywistym marnotrastwem. Nie rozumiem dlaczego liberalowie nie protestuja. Przeciez to nawet gorsze niz dotacje. Bo sa to pieniadze polakow i beda spalcane przez polakow podczas gdy odestki zbiera waska klika cwaniakow w zarzadach bankow. Z czego sobie placa gigantyczne premie. A kraj, gospodarka i ludzie nic z tego nie maja. Tak obracany kapital niczego nie produkuje.”
Ale zrozum, ze przeciez im bardziej rzad RP (czy te innego panstwa) jest zadluzony w prywatnych bankach, tym wieksze zyski z tytulu odsetek od pozyczonego kapitalu maja owe prywatne banki, ktore ow rzad finansuja, a ktore za to odwdzieczaja sie politykom z tego rzadu, jak tylko moga. To jest przeciez glowna przyczyna zadluzania sie panstwa w prywatnych bankach. I dziwie sie, ze tak malo osob jest w stanie zrozumiec taka wrecz oczywista prawde! Przeciez o tych przyczynach zadluzania sie rzadow w prywatnych bankch, to pisal Karol Marks juz w polowie XIX wieku np. w ‘Walkach klasowych we Francji, 1848-1850” (Karol Marks – dzieła wybrane w dwóch tomach, tom II str. 52-1760, Książka, Warszawa 1947). Cytuje:
“Poważne trudności finansowe od samego początku uzależniały monarchię lipcową od wielkiej burżuazji, ta zaś zależność od wielkiej burżuazji stawała się z kolei niewyczerpanym źródłem rosnącego kryzysu finansowego. Nie można było przystosować administracji państwowej do interesów produkcji narodowej bez przywrócenia równowag budżetu, równowagi pomiędzy dochodami a wydatkami państwowymi. A jak przywrócić tę równowagę bez ograniczenia wydatków państwa, tj. bez naruszenia Interesów głównych podpór panującego systemu?
Jak to zrobić bez reorganizacji systemu podatkowego, tj. bez przerzucenia znacznej części ciężarów podatkowych na barki tejże wielkiej burżuazji? Zadłużenie państwa leżało raczej w bezpośrednim interesie tego odłamu burżuazji, który panował i wydawał prawa za pośrednictwem Izb. Deficyt państwowy był właśnie głównym przedmiotem jego spekulacji i podstawowym źródłem jego wzbogacenia się. Co roku – nowy deficyt. Co 4-5 lat nowa pożyczka. I każda nowa pożyczka dawała arystokracji finansowej nową sposobność ograbiania państwa, sztucznie utrzymywanego nad skrajem bankructwa – państwo musiało zawierać umowy z bankierami na najbardziej niekorzystnych dla siebie warunkach. Każda nowa pożyczka nastręczała dalszą sposobność ograbienia publiczności inwestującej swe kapitały w rencie państwowej; dokonywano tego przy pomocy operacji giełdowych, w które był wtajemniczony rząd i większość parlamentarna. W ogóle chwiejny stan kredytu państwowego i znajomość tajemnic państwa umożliwiała bankierom oraz ich wspólnikom w Izbach i na tronie wywoływanie nagłych i nadzwyczajnych wahań w kursach papierów państwowych. Stałym rezultatem tych wahań kursowych musiała być ruina mnóstwa drobniejszych kapitalistów i bajecznie szybkie bogacenie się wielkich graczy.
Jeżeli deficyt państwowy leżał w bezpośrednim interesie panującego odłamu burżuazji, to jest rzeczą jasną, dlaczego nadzwyczajne wydatki państwowe w ostatnich latach panowania Ludwika Filipa przeszło dwukrotnie przewyższały wydatki nadzwyczajne za czasów Napoleona. Wydatki te sięgały teraz rocznie prawie 400 milionów franków, gdy tymczasem całkowity wywóz roczny z Francji rzadko na ogół dochodził do wysokości 750 milionów franków. Ogromne sumy przechodzące w ten sposób przez ręce państwa dawały nadto sposobność do złodziejskich kontraktów na dostawy, do przekupstw, defraudacji i oszustw wszelkiego rodzaju. Okradanie państwa odbywające się hurtownie przy pożyczkach powtarzało się detalicznie przy robotach państwowych. Stosunek pomiędzy Izbą a rządem znajdował swe wielokrotne odbicie w stosunkach pomiędzy poszczególnymi urzędami a poszczególnymi przedsiębiorcami. Podobnie jak ze wszystkich wydatków państwowych oraz z pożyczek, tak też z budowy nowych kolei klasa panująca ciągnęła zyski. Izby zwalały główne ciężary na państwo, a spekulującej arystokracji finansowej zapewniały złote runo. Dość przypomnieć sobie skandale, które działy się w Izbie poselskiej, gdy przypadkiem wyszło na jaw, że wszyscy członkowie większości wraz z częścią ministrów byli akcjonariuszami przedsiębiorstw budowy tych samych linii kolejowych, które później jako prawodawcy kazali budować na koszt państwa. I odwrotnie, najdrobniejsza reforma finansowa rozbijała się o wpływy bankierów. Tak było np. z reformą poczty. Rotszyld zaprotestował. Czy państwo miało prawo uszczuplić źródła dochodów, Z których płacono procenty od jego wciąż rosnących długów?
Monarchia lipcowa była tylko towarzystwem akcyjnym do eksploatacji francuskiego bogactwa narodowego. Dywidendy tej spółki szły do podziału pomiędzy ministrów Izby, 240.000 wyborców i ich klikę. Dyrektorem spółki był Ludwik Filip, Robert Macaire na tronie. System ów stale zagrażał i szkodził handlowi, przemysłowi, rolnictwu i interesom burżuazji przemysłowej, która w dni lipcowe wypisała na swym sztandarze- „gouyernement a bon marche!”(„tani rząd”).
Ponieważ arystokracja finansowa ustanawiała prawa, kierowała administracją państwową, rozporządzała wszystkimi organami władzy publicznej, panowała siłą faktów i za pomocą prasy nad opinią publiczną – więc we wszystkich sferach od dworu aż do Cafe Borgue powtarzała się ta sama prostytucja, to samo bezwstydne oszustwo, ta ‚sama żądza wzbogacenia się nie przez produkcję, lecz przez zręczne przywłaszczanie sobie już istniejących cudzych bogactw; szczególnie na samych szczytach burżuazyjnego społeczeństwa występowały w sposób co chwila kolidujący nawet z burżuazyjnym prawem, niezdrowe i rozpustne chucie, w których wyrosłe ze spekulacji bogactwo z natury rzeczy szuka zadowolenia, w których rozkosz staje się crapuleux [wyuzdana], a złoto miesza się z błotem i krwią. Arystokracja finansowa, zarówno w swym sposobie wzbogacania się jak i w swych rozrywkach nie jest niczym innym, jak odrodzeniem lumpenproletariatu na szczytach burżuazyjnego społeczeństwa.”
NIHIL NOVI SUB SOLE!
6 października o godz. 12:30 15050
@Marcin
Twoja teoria nie ma sensu
„Niemcy zgoda ze maja bezrobocie na niskim poziomie mimo iz u nich mechanizacja jest na wysokim poziomie, ale to zawdzieczaja przede wszystkim eksportowi wysoko przetworzonych produktow.”
Zobacz bilans handlowy Niemiec. zbalansowany z malym plusem, okolo 10 mld Euro na miesiac. (srednia ostatnich 13 lat) To nie jest duzo na 82 mln kraj.
Bezrobocie obecnie to 5.2%. W kwietniu 2006 wynosilo 12.5% Momimo kryzysu wiekszosc makro wskaznikow niemcy zdolali poprawic pomimo umprzemyslowienia. A wlasnie dzieki uprzemyslowieniu. Wiadomo, tam historycy nie rzadza.
http://www.tradingeconomics.com/germany/balance-of-trade
Pozatym pomijasz fakt ze kraje eksportuja do tych krajow ktore sa w stanie za to placic. Niemieckie nadwyzki kupuje np Rosja ktora ma rowniez nawyzki.
To stwierdzenie kompletnie nie ma sensu.
„Gdyby wszystkie kraje unii byly w tej samej pozycji kto by kupowal nadwyzki produkcyjne? Moze inne kraje mniej uprzemyslowione by jakis czas byly zrodlem eksportu, ale do czasu.”
Kraje nie moga byc w tej samej pozycji. Nie we wszytkich krajach rzadza fachowcy. Nie we wszystkich krajach trwa otumanianie religia. W wiekszosci krajow w tym w Polsce rzadza blazny. I w dodatku blazny nawet nie wiedza po co rzadza jak w Polsce.
Takie gdybanie nie ma sensu.
Nie wciskaj tu ciemnoty razem z trasatem. Pokazcie ze jestescie przeciwko mechanizacji i technologi. Zrezygnujcie z komputerow i samochodow. Przniescie sie na liczydla i osly. Tak aby ‚stworzyc’ miejsca pracy.
Produkcja liczydel wzrsnie, hodowla oslow wzrosnie i razem z oprzyrzadowaniem dla oslow. Tylko kto poza wami bedzie chcial to kupic.
6 października o godz. 12:38 15052
@Marcin
1. Tak, to jest iscie paradoksalna sytuacja z dlugami panstwowymi. Oczywiste jest tez, ze te dlugi leza w tylko w partykularnym intersie bankierow oraz politykow, ktorzy dzis sa na przeciez na garnuszku owych bankierow, ale nie sa one przeciez w interesie narodu ani panstwa, skoro te dlugi splacaja glownie wlasciciele malych biznesow oraz ich pracownicy, dlatego ze wielkie korporacje sie z tych powinnosci potrafia wyslizgac, natomiast biedacy, ktorzy sa na garnuszku panstwa, nie maja z czego ich splacac.
2. Co do Balcerowicza, to juz pisalem, ze dziwny jest dla mnie ten sprzeciw polskiej prawicy przeciwko dalszemu zadluzaniu sie rzadu RP w prywatnych bankach, jako iz przeciez im bardziej rzad RP jest zadluzony w prywatnych bankach, to tym wieksze zyski z tytulu odsetek od pozyczonego kapitalu maja prywatne banki, ktore ow rzad i zasiadajacych w nim politykow finansuja. Chyba, ze Balcerowicz stracil ostatnio poparcie zachodnich bankierow i teraz chce sie na nich odegrac, pokazujac, ile to pieniedzy polskich podatnikow niepotrzebnie idzie dzis zagranice, na splate dlugu zaciagnietego na Zachodzie przez postsolidarnosciowe wladze RP, w tym wiec i rzady, w ktorych Balcerowicz byl wicepremierem i mninistrem finansow!
3. Wiecej o przyczynach zadluzania sie rzadow w prywatnych bankach jest w mej odpowiedzi dla axioma, gdzie takze cytuje dosc obszerne fragmenty opracowania Karola Marksa p.t. “Walki klasowe we Francji, 1848-1850” (Karol Marks – dzieła wybrane w dwóch tomach, tom II str. 52-1760, Książka, Warszawa 1947), publikacji wciaz bardzo aktualnej, mimo iz pochodzi ona z października 1850 roku!
(marxists.org/polski/marks-engels/1850/wkwf/)
Pozdr.
6 października o godz. 12:46 15055
trasat
6 października o godz. 12:18
Niestety nie w pelni rozumiesz temat. Nawet tego co wytluszczone nie potrafisz zrozumiec.
axiom1
6 października o godz. 8:21
Nie ma czegos takeigo jak prywatny bank. Kiedy twoj zakuty leb to pojmie ???????
Banki zarzadzaja kapitalem innych ludzi. Nie rozumiem dlaczego to jest trudne.
Marks zyl i tworzyl 150 lat temu. Wtedy istnialy prywatne banki.
Wtedy kapital banku nalezal tylko do bankowych akcjonariuszy.
Dzis jest innaczej.
97-99 % kapitalu ktrym banki dysponuja nalezy do bankowych klientow. Tzn do wszystkich ludzi i instytucji ktorzy musza miec konta.
Dzisiej bankowi wodzowie nawet nie ryzykuja swoim kapitalem aby zdzierac od rzadu i spolecznestwa. Jest wiec nawet wiekszy wyzysk niz byl za czsow Marksa.
Zrodlem kapitalu dzis sa umowy o prace. W wyniku ktorych roznego rodzaju skladki sa pobierane i akumulowane na kontach w bankach. Zrodlem kapitalu dzis sa balance na wszsytkich bankowych kontach. Czy na kontach bankowych klientow.
6 października o godz. 13:03 15056
@axiom1
1. Juz ci tlumaczylem, ze bezrobocie w Niemczech jest dzis niskie, gdyz zmieniono tam de facto definicje bezrobotnego, i to juz za rzadow socjaldemokracji (Schroedera). Po prostu skierowano tam znaczna wiekszosc bezrobotnych na rozne pesudoszkolenia, na wczesniejsze emerytury, na roznego rodzaju renty albo tez do niskooplacanych prac, a aby mieli oni z czego zyc, to panstwo w Niemczech (przez Sozialamt i Arbeitsamt) doplaca tym, ktorzy maja najnizsze place (przypominam, ze w Niemczech nie ma placy minimalnej). I to jest cala tajemnica tego rzekomo niskiego bezrobocia w Niemczech.
2. W Niemczech rzadzi pani doktor fizyki, ale taki marnybyl z niej fizyk, ze w odroznieniu od np. takiego Einsteina, to ona nie zrobila kariery w fizyce, a tylko w polityce. Ona tez nie prowadzila w Niemczech nawet tabaki czy tez innego imbisu… 🙁
3. Ani ja, ani tez Marcin jestesmy przeciwko mechanizacji i technologii, a tylko przeciwko niewlasciwemu ich wykorzystywaniu. To nie komputery i samochody sa tu winne, a wiec nic nie da przeniesienie sie na na liczydla i osly. To by oczywiscie‘stworzylo miejsca pracy, ale nisko wydajne, a wiec skutek takiego powrotu do przeszlosci bylby przeciwny do zamierzonego. Nam chodzi o to, aby korzysci wynikle z postepu technicznego (glownie ze wzrostu wydajnosci pracy) byly sprawiedliwie dzielone, aby osoby, bedace juz dzis bezrobotne oraz te, ktore nieuchronnie straca prace w przyszlosci, gdyz zostana one nieuchronnie zastapione przez maszyny (komputery i roboty), mialy z czego zyc, i to zyc godnie, tak jak przystalo na czlowieka…
6 października o godz. 13:11 15057
@axiom1
1. Prywatne banki istnieja tak samo dzis, jak istnialy one w roku 1850, a nawet i wczesniej.
2. Kapital banku, jak kazdego innego przedsiebiorstwa kapitalistycznego, bierze sie posrednio z roznych zrodel (ale ostatecznie z wyzysku), ale ty wyraznie mylisz wklady klientow z kapitalem banku. Wklady (depozyty) bankowe sa (przynajmniej w teorii) wlasnoscia jego klientow, a kapital banku nalezy zawsze do wlascicieli danego banku.
3. Zrodlem kapitalu byl zawsze zysk, a zysk pochodzi z pracy najemnej.
4. Dokladnie, to czego ja nie potrafie zrozumiec? Poza tym, to na tym blogu nie ma ‘wytluszczen’.
6 października o godz. 13:20 15058
Jak widac, to Karol Marks mial 100% racji piszac, ze „arystokracja finansowa, zarówno w swym sposobie wzbogacania się jak i w swych rozrywkach nie jest niczym innym, jak odrodzeniem lumpenproletariatu na szczytach burżuazyjnego społeczeństwa”!
(“Walki klasowe we Francji, 1848-1850”)
6 października o godz. 13:29 15059
@trasat
Niemcy nie zmienili definicji bezrobotnego. Nie mogli tego sami zrobic bo sa w Uni. W Uni obowiazuje taka sam definicja i jest na stronach eurostat.
Merkel, PhD w fizyce. Fizyka jest najbardziej scisla ze scislych nauk.
Kazdy kto ma PhD w fizycje jest geniuszem.
Nie jest prawda ze Merkel nie ma doswiadcznia poza polityka. Przez ponad 20 lat pracowala na Uniwersytecie Berlinskim.
To wlasnie z powodu fizyki Merkel jest w stanie logicznie, konstuktywnie, racjonalnie myslec i wprowadzac rozwiazania. To dlatego ponownie zostala wybrana. Bo ma osigniecia.
http://www.tradingeconomics.com/germany/balance-of-trade
Kazdy ze wskaznokow makro u niemcow sie poprawil podczes gdy w Polsce pogorszyl. (ostatnie 10 lat).
Kazdy polski dupek tzw polityk nawet ten do potegi 25 powinien byc w stanie by obserowac Niemcy i kopiowac ich sukcesy w Polsce. Ale polski polityk nie zasluguje nawet na tytul dupka.
Twoja napasc na Merkel jest przykladem skandalicznego lobuzerstwa.
6 października o godz. 13:38 15060
trasat
6 października o godz. 13:11
Niestety nic nie rozumiesz. Wroc na Monash niech cie doucza. Polecam poczytac z zrozumieniem jezeli jest to wogole mozliwe (te zrozumienie) sprawozdania finansowe bankow. A szczegolnie the Balance Sheets. Poczytaj rowniez o obiegu pieniadza w ekonomi kraju. Bo widze ze tu rowniez masz powazne braki.
Tu niestety widac zjawisko opisane na blogu u Hartmana (Krzysia). Polak rosnie i rozwija sie do wieku 4 lat. Po czym zaczyna sie religia i od tego czasu polak juz tylko rosnie. Zadna dalsza edukacja nie pomaga. Im wiecej studiow, dyplomow i tylulow tym polak glupszy. Tak to wyglada w twoim przypadku.
6 października o godz. 16:06 15070
trasat;
„Kapital banku, jak kazdego innego przedsiebiorstwa kapitalistycznego, bierze sie posrednio z roznych zrodel (ale ostatecznie z wyzysku), ale ty wyraznie mylisz wklady klientow z kapitalem banku. Wklady (depozyty) bankowe sa (przynajmniej w teorii) wlasnoscia jego klientow, a kapital banku nalezy zawsze do wlascicieli danego banku.
Zrodlem kapitalu byl zawsze zysk, a zysk pochodzi z pracy najemnej.”
Trasat jest kompletnie zielony. To kanibal finansowy. Widac ze ksiegowosci to on nie mial, Corporate Financing to on nie mial, makro ekonomi nie mial, mikro ekonomi nie mial. Ani zarzadzania ani biznesu, ani zadnego z sensownych przedmiotow. Ani bankowosci, ani inwestowania,…., ani skad pochodzi kapital ??? Z kosmosu baranie. To przeciez kazdy wie.
Widac trasat ‚studiowal’ na Monash dla dyplomu nie dla wiedzy. Manipulowal, cwaniakowal i opierdalal sie, wybieral blache przedmioty i blache tematy. Swa prace doktorska pisal na temat ‚lizanie tylka Stanislawa Lema’.
Przeciez to obelga dla wyzszej edukacji. Jakie zastosowanie moze miec lizanie tylko Stanislawa Lema ??? Wstyd Monash. Nie powinniscie dopuscic takiego opierdalacza do pisania pracy doktorskiej i na tak debilny temat.
Wyzsze studia maja tylko sens gdy absolwent zdobywa pozyteczna wiedze, jest w stanie pokazac swe zdolnosci obserwacyjne, analityczne i tworcze. Ma ambicje w poprawy standardow zycia ludzi. Z tym lizanie tylka Lemowi nie ma nic wspolnego.
6 października o godz. 17:59 15072
Axiom-dl.odp.trasatowi,pisz,pisz,marcin,kagan Etyk itp.Mozesz mi odp.?.
Ja nie czytam jego wypocin bo np. o Niemcach wie mniej niz o ksiezycu.Zastanawiam sie czy przy nastepnym liczeniu jego wypocin nie zastosowac mierzenia calowka????
6 października o godz. 20:40 15074
@ Axiom1
Skoro tak bronisz banki i ich „uczciwosc” to wytlumacz mi dlaczego bankierzy nigdy nie figuruja na rankingach najbogatszych? Czyzby rodziny Rockefellerow, Rotshildow, czy Kuhnow albo innych ktorzy trzymaja kase nagle wyparowaly z tego swiata? Pokaz mi uczciwa kontrole amerykanskiego FED-u? Ty nawet nie wiesz ze calym systemem bankowym tego swiata rzadzi unia bankowa na czele z prywatnym FED-em do ktorej wstep jest warunkiem operowania na rynku. Banki kreuja pusty pieniadz bez wkladow po czym go pozyczaja. Pokaz mi kto ma prawo kontrolowac banki? Rzady? Ktore rzady?
6 października o godz. 21:41 15075
@Marcin
Nie wiem skad wpadles na pomysl ze ja bronie banki.
Widze ze ty i szczegolnie trasat nie macie pojecia o bankowosci a swe zarzuty wobec bankow opieracie na fikcji i halucynacjach. Na plotkach jak stare grube baby na bazarach.
Gdybyscie choc wzieli porade i przeczytali kilka raportow finansowych bankow to nie pisali byscie tu bzdur o lichwie i gigantycznym wyzysku przez banki. Fakt ze doszlo do lamania prawa przez banki nie znaczy ze wszystkie banki to robily. Za fakt ze doszlo do lamania prawa przez banki odpowiedzialne sa poza zarzadami tych bankow, agencje nadzoru i korupcja w rzadach.
Ja wam mowie dosc waszych kurewskich bredni.
Np w USA jest okolo 2000 bankow. Mniej niz 20 z nich otrzymalo pomoc rzadowa po 2008. Wiekszosc bankow pomocy niepotrzebowala.
trasat jest tepym kanibalem ekonomicznym. A ty podazasz w jego slady. Polecam zalozyc sobie konto brokerskie skad bedziesz mial wglad do sprawozdan finansowych bankow. Wtedy sie dowiesz ze przecietne zarobki na akcje w bankach to zadna rewelacja. Przecietne dewidenty na akcje to zadna rewelacja.
Bo licza sie tylko zarobki na akcje. Ty i trasat oczywiscie tego nie rozumiecie.
Podobnie jak trasat rowniez nie rozumiesz mojego wpisu
axiom1
6 października o godz. 8:21
ani komentarza
axiom1
5 października o godz. 9:54
To jak z wami dyskutowac ??? Po prostu jestescie z innej planety.
Piszesz;
„Banki kreuja pusty pieniadz bez wkladow po czym go pozyczaja. Pokaz mi kto ma prawo kontrolowac banki? Rzady? Ktore rzady?”
To rowniez jest brednia. Bo kreacja pieniadza podlega regulacja. Przede wszystkim musza byc zachowane rezerwy. Tego zaden bank nie moze robic w dowolny sposob. Pozatym w ekonomi kraju nie moze byc wiecej pieniedzy w obiegu niz narzucone M1, M2 i M3 wskazniki. To wlasnie miedzy innymi za pomoca stopy oprocentowania sie tym steruje.
Glownym probelmem z bankami jest to ze zarzady bankow sa dysponentami kapitalu ktory nalezy do innych ludzi. Zarzady dysponuja tym kapitalem dla swego wylacznie dobra nic swojego nie ryzykujac. A w zaleznosci od rodzaju inwestycji kapital zbyt czesto traci swa produktywnosc. W tym problem. Czy jestes w stanie to zrozumiec ???
Przeczytaj Ellen Brown „Public Bank Solution”
http://ellenbrown.com/
6 października o godz. 23:25 15078
@ Axiom1
Co ty wiesz o bankowosci? Zanim zaczniesz dyskusje najpierw postudiuj temat.
Tego nie ucza na zadnych uniwersytetach bo temat jest tabu. Siec bankowa dziala jak wielka pajeczyna, na czele stoi FED ktory w kazdej sytuacji ratuje mniejsze banki przed upadkiem. Im nizej w hierarchii bank tym wieksze rezerwy cashowe musi miec, bo wiarygodnosc banku wzrasta wraz z jego pozycja w sieci. Gdy bank ktory jest najnizej w hierarchii traci nagle swoja reputacje bo zrobil jakis glupi krok to wtedy otrzymuje ratunek z sieci ale tez i reprymende. Dalej nie bede pisal, to jest osobna galaz nauki o ktorej nie masz pojecia.
7 października o godz. 1:49 15082
@Marcin
1. Bank jest, w wielkim skrocie, wytwornia (‘fabryka’) pieniedzy, tyle ze nie gotowki (cash), bowiem gotowke drukuje sie w drukarniach (w Polsce w PWPW na Nowym Miescie w Warszawie) albo tez ‘bije’ w mennicy (np. w Warszawie na ul. Zelaznej), a jest bank fabryka pieniadza ‘jako takiego’, glownie w postaci kredytu (ow kredyt moze byc, po jego ‘wyprodukowaniu’ zamieniony w gotowke, ale dzis najczesciej jest on po prostu przesylany z konta na konto, w ramach tzw. obrotu bezgotowkowego).
2. Nie win axioma z ato, ze nie wie on czym jest pieniadz i jak funkcjonuja banki. Taki np. Leszek Balcerowicz tez nie ma pojecia o istocie pieniadza oraz o funkcjonowaniu bankowosci, a byl przeciez on ministrem finansow RP oraz prezesem NBP (10 stycznia 2001 r. – 10 stycznia 2007 r.). Co wiecej, prezesem NBP byla takze Hanna Gronkiewicz-Waltz (5 marca 1992 r. – 31 grudnia 2000 r), mimo ze ona w ogole to o niczym nie ma pojecia! Po prostu prezesem banku moze byc kazdy – tylko kasjer czy ksiegowy musi w nim posiadac pewne kwalifikacje, jako iz bank dziala niejako ‘sam z siebie’, kreujac pieniadz praktycznie z niczego, czyli z czesci depozytow w nim zlozonych, ale poniewaz te depozyty to jest dzis glownie pieniadz wykreowany w innych bankach, to mozna smalo przyjac, iz obecny pieniadz jet praktycznie w 100% pieniadzem wirtualnym, kreowanym z niczego, a wiec z definicji jest on tylko bezwartosciowym symbolem, tyle, ze posiadajacym sankcje prawna: ’Bilety NBP sa prawnym srodkiem platniczym w Polsce’.
3. Niestety, ale wiarygodnosc axioma jest praktycznie zerowa, skoro jego wpisy sa pelne wulgaryzmow, a bardzo malo jest w nich faktow. Pisze on np., ze lichwa nie jest problemem, chociaz wiadomo jest, ze bank zarabia wlasnie na lichwie, czy na pobieraniu odsetek od pozyczonego kapitalu, co jest przeciez niczym innym, jak lichwa (zarabianie na tym tylko, ze posiada sie pieniadz). Pisze on tez, ze choc w USA jest okolo 2000 bankow, to mniej niz 20 z nich otrzymalo pomoc rzadowa po 2008, a wiec ze wiekszosc bankow amerykanskich to pomocy rzzdowej nie potrzebowala, ale nie rozumie on, ze bank nie jest rowny bankowi, ze taki np. Chase Manhattan Bank albo Citibank nie moze byc porownywalny z jakims tam lokalnym malym bankiem w Fargo czy tez innej lokalnej dziurze. To tak jakby pisac, ze bankructwo Detroit nie jest istotne, gdyz wiekszosc miast w USA jeszcze nie zbankrutowala, ale zapominajac, ze co innego to jest bankructwo Detroit w stanie Michigan (ponad 700 tys. ludnosci w samym ‘wlasciwym’ Detroit a prawie 6 milionow ludnosci w calej aglomeracji), a co innego bankructwo takiego np. w/w Fargo z Pln. Dakoty (ludnosc miasta ok. 100 tys., a calej aglomeracji ok. 200 tys.).
4, Axiom obraza mnie takze, wyzywajac mnie, zreszta w 100% bezpodstawnie, od ‘tepych kanibali ekonomicznych’, a wiec naruszajac netetykiete, regulamin blogu oraz prawo RP.
5. Axiom nie rozumie po prostu co to jest pieniadz i co to jest bank, a wiec jak moglby on zrozumiec skad sie bierze zysk banku? Pisze on, ze banki musza miec rezerwy, ale nie rozumie on, ze te rezerwy to moze byc tez (i jest!) takze pieniadz wirtualny, czyli wykreowany w innym banku, stad tez jako iz rezerwy, ktore bank musi posiadac z godnie z prawem, sa dzis juz tylko wirtualne (te rezerwy to jest bowiem takze wirtualny, czyli tworzony w praktyce z niczego, pieniadz), to nie ma wiekszego znaczenia w praktyce, czy bank posiada te te rezerwy, czy tez nie, jako iz owe rezerwy niczego realnego dzis juz nie reprezentuja.
6. Poza tym, to axiom myli kapital posiadany przez bank z depozytami, ktorymi on dysponuje. Jak to juz pisalem, wlasnoscia banku jest tylko jego kapital, a depozyty naleza do klientow banku. Bank zarabia zas glownie na tym, ze kreuje on wirtualny pieniadz na podstawie tych, takze przeiez wirtualnych depozytow, po czym liczy sobie odsetki od tych wykreowanych przez niego pieniedzy, jako iz tylko banki maja dzis prawo kreowania pieniadza. Tak wiec zysk banku pochodzi z lichwy, tyle, ze jest to dzis takze tylko zysk wirtualny, podobnie zreszta jak wirtualna jest dzis wiekszosc gospodarki USA, a takze olbrzymiej wiekszosci panstw swiata. Ale to jest temat na osobna dyskusje.
Pozdrawiam!
7 października o godz. 1:58 15083
@Luap
Jak zwykle, brak ci zupelnie argumentow ad rem, a wiec zostaja ci tylko pseudoargumenty ad personam. Poza tym, to skad wiesz, co ja pisze, skoro nie czytasz moich wpisow? Duch Swiety ‘objawia’ ci moze ich tresc, a moze telewizor ci je podpowiada? I jak dawno temu odwiedziles ostatnio lekarza?
7 października o godz. 2:18 15084
@Pan Gospodarz
Prosze zwrocic uwage osobnikowi uzywajacego nicka ‘axiom1’, ze na tym blogu wciaz obowiazuje netetykieta, regulamin oraz prawo RP, a wiec ze nie wolno na nim bezkarnie obrazac innych osob, np. wyzywajac je od ‘ekonomicznych kanibali’, ‘lizaczy tylka S. Lema” czy tez od ‘baranow’, ‘opierdalaczy’ etc.
A swoja droga, to moja rozprawa doktorska o Lemie byla raczej krytyczna, przez co stalem sie, zupelnie zreszta bez mojej winy, osobistym wrogiem nie tylko S. Lema, ale takze jego rodziny oraz jego sekretarza (przydalo by sie najpierw przeczytac tekst, ktory sie krytykuje). Poza tym, to ja zdalem, i to na ogol z bardzo dobrymi albo dobrymi wynikami egzaminy z takich przedmiotow jak np. makro oraz mikroekonomia, zarzadzanie czy tez finanse oraz rachunkowosc, a takze prowadzilem na wielu wyzszych uczelniach (w Polsce i zagranica, np. na Akademii Ekonomicznej w Krakowie oraz na UMCS i Uniwersytecie Szczecinskim oraz na wyzszych uczelniach Australii, Cypru i Portugalii) zajecia (wyklady, cwiczenia oraz seminaria) z ekonomii, finansow, rachunkowosci oraz zarzadania itp. przedmiotow oraz pracowalem przez wiele lat jako analityk, doradca oraz manager w wielkich bankach takich jak np. Barclays Bank, Commonwealth Bank czy tez ANZ Bank. Stad tez nic dziwnego, ze axiom1, nie mogac znalezc bledow w moim rozumowaniu, poniza sie do atakow na moja osobe. Ale ze te ataki naruszaja ciagle nie tylko neetykiete oraz regulamin blogu, ale takze prawo RP, to domagam sie czynow od Pana Gospodarza, gdyz inaczej, to bede zmuszony zglosic do odpowiednich wladz (np. do Prokuratury) te, naruszajace prawo, ataki na moja osobe. 🙁
7 października o godz. 2:21 15085
@ trasat
Zgadza sie, wirtualny pieniadz jest dzisiaj dominujacym srodkiem platniczym.
Biorac pozyczke w banku ofiarujesz temu bankowi prezent w postaci odsetek splacanych od wartosci ktorej nie ma, a ktora wirtualnie ten bank wykreowuje w tym samym momencie gdy ja bierzesz. Nie ma to nic wspolnego ani z wkladami na jego kontach, ani z jego wlasnym kapitalem startowym. Po prostu to jest cecha wirtualnego pieniadza ktory moga tworzyc wylacznie banki.
7 października o godz. 2:44 15086
@axom1
1. Rozsmieszyles mnie nazywajac Merkelowa ‘geniuszem’, jako iz ma ona doktorat z fizyki (dokladnie z chemii fizycznej). Niestety, ale doktorat z fizyki czy chemii, to moze zrobic dzis osoba o bardzo przecietnej inteligencji – wszystko tu zalezy bowiem od tego, na jakiej uczelni robi sie ten doktorat oraz u kogo. Geniuszem to byl zas Einstein, a nie Merkelowa, a wiec sam doktorat z fizyki nie wystarcza, aby zostac geniuszem, a z kolei taki np. Tesla, mimo ze byl on niewatpliwie geniuszem porownywalnym z Einsteinem, to mial ‘tylko’ tytul nzyniera, a Newton, inny geniusz porownywalny z Einsteinem (jak nie wiekszy) to mial tylko stopien magistra (licencjat z nauk scislych czyli BSc– bachelor of science oraz M.A. czyli magistra), co wowczas wystarczalo aby zostac pelnym profesorem na uniwersytecie w Cambridge.
2. Zgoda, Merkelowa pracowala jakies 12 (nie 20) lat na panstwowym uniwerytecie, dokladnie w Akademii Nauk NRD. Ale nie ma ona przeciez zadnego doswiadczenia w prowadzeniu biznesu, nawet najmniejszego. Cale zycie byla on bowiem na utrzymaniu podatnikow – najpierw w NRD, a pozniej w zjednoczonych Niemczech. Wiecej np. w Wikipedii:
Po polsku: Merkel po ukończeniu szkoły średniej w Templinie udała się do Lipska, gdzie studiowała fizykę (1973–1978). Następnie pracowała w Centralnym Instytucie Chemii Fizycznej Akademii Nauk NRD (1978–1990). W 1986 r. uzyskała doktorat z chemii fizycznej.
In English: Merkel worked and studied at the Central Institute for Physical Chemistry of the Academy of Sciences in Berlin-Adlershof from 1978 to 1990. After being awarded a doctorate (Dr. rer. nat.) for her thesis on quantum chemistry she worked as a researcher and published several papers.
7 października o godz. 3:17 15088
@axiom1
FAKTY I MITY
1. MIT bezrobocie w Niemczech jest dzis niskie.
FAKT: jest ono niskie tylko w oficjalnych statystykach, gdyz zmieniono tam de facto definicje bezrobotnego, i to juz za rzadow socjaldemokracji (Schroedera), kierujac znaczna wiekszosc bezrobotnych na rozne pesudoszkolenia, na wczesniejsze emerytury, na roznego rodzaju renty albo tez do niskooplacanych prac, a aby mieli oni z czego zyc, to panstwo w Niemczech (przez Sozialamt i Arbeitsamt) doplaca tym, ktorzy maja najnizsze place (przypominam, ze w Niemczech nie ma placy minimalnej). I to jest cala tajemnica tego rzekomo niskiego bezrobocia w Niemczech. Podobnie jest tez w Australii, gdzie rzad podaje oficjalnie stope bezrobocia w wysokosci okolo 5%, ale juz Australian Bureau of Statistics (tamtejszy GUS) podaje realna stope bezrobocia w wysokosci ok. 10%, a prestizowy The University of Melbourne szacuje realna stope bezrobocia w Australii nawet na ok. 30%.
2. MIT: Merkel ma doktorat z fizyki.
FAKT: ma ona doktorat z chemii (fizycznej, ale jednak z chemii, a nie z fizyki).
3. MIT: Merkel przez ponad 20 lat pracowala na Uniwersytecie Berlinskim.
FAKT: pracowala ona przez 12 lat w Akademii Nauk NRD (tak jak w tym kawale o samochodach na Placu Czerwonym w Moskwie). 😉
4. MIT: Merkel ma doswiadczenie biznesowe.
FAKT: cale swoje zycia to ona zyla albo na koszt rodzicow, albo sie uczyla na koszt podatnikow (w NRD), albo tez pracowala w sektorze panstwowym (Akademia Nauk NRD) badz tez jako aparatczyk CDU w zjednoczonych Niemczech. Nie ma ona wiec zadnego doswiadczenia poza sektorem panstwowym i partia polityczna.
7 października o godz. 3:26 15089
@Marcin
Tak, dzis mamy w praktyce juz tylko bezwartosciowy pieniadz wirtualny, a musimy go przyjmowac, gdyz jest on nam narzucony sila (przemoca) przez panstwo, mimo iz tworzony jest on przez prywatne banki. W ten sposob to wladze narzucaja nam kapitalizm, nakazujac nam uzywac pieniadz, na produkcje ktorego monopol owo panstwo udzielilo sektorowi prywatnemu (dokladnie prywatnym bankom komercyjnym). Ale tego, to nigdy nie beda w stanie zrozumiec takie ograniczone, pieniacze rozumy roznych axiomow, Luapow czy tez Andrzejow oraz innych, podobnych im osobnikow, np. zza kaluzy. 🙁
Pozdrawiam! 🙂
7 października o godz. 6:41 15092
@ trasat
Oczywiscie ze tego nie rozumieja tutejsze orly, bo pieniadz wirtualny ma taka ceche ze sobie siedzi w bankach w formie dlugu i dlatego nie ogoloca z towarow polek, ani nie kreuje galopujacej inflacji. To sa cechy ktore go dobrze maskuja, ale tez zmierza droga do nikad bo widac juz w niektorych krajach ze doszedl do sciany. Pozdrawiam.
7 października o godz. 8:04 15093
@Pan Gospodarz
A tak ogólnie, to pomimo starań reżymowej propagandy, cierpliwość ludu polskiego jest zdecydowanie na wyczerpaniu, tyle, że nikt na razie nie ma większych szans „skanalizowania” tego braku cierpliwości, jako iż polskie elity (zresztą tak samo jak amerykańskie, australijskie czy też niemieckie) nie mają żadnej wizji co robić dalej oraz nigdzie nie ma (ani w Polsce, ani też na emigracji) organizacji zdolnej do pokierowania niezbędnymi zmianami. Ale to nie znaczy, że ta organizacja się wkrótce nie pojawi…
Kryzys zaufania do obecnych. „postsolidarnościowych” rządów w Polsce pojawił się dawno temu, tyle, że na razie objawia się on głównie apatią większości narodu oraz emigracją (czyli „głosowaniem nogami”) dość znacznej, bowiem wielomilionowej mniejszości Polaków, a także zapaścią demograficzną (praktycznie nikt w Polsce nie uważa, że następne pokolenie ma przed sobą dobrą przyszłość).
Niestety, ale zmiany, które zaszły w Polsce po roku 1989 oparte były na tzw. prywatyzacji, tyle, ze w Polsce, jak praktycznie wszędzie, to była przecież zwyczajna kradzież majątku państwa, tyle, że dokonana w „majestacie prawa”, stąd też mamy dziś pusty (a nawet i gorzej, bo zadłużony po uszy) skarb państwa, obce a nie nasze banki a w nich pokoleniowe długi, przemysł, który leży, rolnictwo, które leży, nasze lecznictwo to jest wręcz nędza, nasza armia jest rozbrojona, nasza młodzież pracuje w obcych krajach, przyrost ludności w Polsce spada do zera i poniżej, a rośnie w Polsce dziś tylko rzesza emerytów, bezrobotnych i sfrustrowanych obywateli. A to raczej niczego dobrego nie wróży!
Co do pozytywów, takich jak na przykład to, że sklepy są dziś w Polsce pełne towarów, miasta są odnowione, ulice pełne są samochodów, ludzie wydają się na ogół najedzeni i nawet dość ładnie ubrani, może tylko wydają się trochę bardziej smutni, trochę apatyczni, zagubieni, pozbawieni radości i entuzjazmu życia, to widziałem to także niedawno na Cyprze czy w Portugalii, a więc dobrze wiem, czym się kończą takie pozory zamożności, czyli życie na kredyt. 🙁
Wiele lat temu, kiedy wchodziłem w dorosłe życie, to nie uświadamiałem sobie, że żyję w jakimś gorszym, czyli ‚socjalistycznym’ świecie. Po prostu wtedy się jednak w Polsce poprawiało, a dziś okazuje się, że od roku mniej więcej 1980, to Polacy (w tym, niestety, także i ja), walczyli „nie o take Polske”… 🙁
7 października o godz. 8:21 15094
@Marcin
Tutejsze „orły” nie są w stanie zrozumieć istoty pieniądza, a co tu mówić więc o istocie pieniądza wirtualnego („fiat money”). Oni nie rozumieją przecież istoty długu, w tym tego, że bankom nie chodzi o to, aby odzyskać od dłużników to, co im owe banki pożyczyły, czyli tzw. principal, ale o odsetki, na których to bank opiera całe swoje, nędzne zresztą, istnienie. Po prostu banki maja monopol na produkcję towaru, który jest najbardziej pożądanym towarem ze wszystkich możliwych, towaru, za który można kupić każdy inny towar, czyli monopol na produkcję pieniądza, na dodatek praktycznie z niczego, a nawet i z mniej niż niczego, bo z długu, czyli z czegoś, co ma ujemną wartość. A to, ze ów pieniądz wirtualny ma taką specyficzną cechę że na ogół to on sobie ‘siedzi’ w bankach w formie długu albo też krąży głównie w wirtualnym dziś przecież systemie finansowym, to dlatego nie ogołoca on półek z towarów, ani też nie kreuje on (na razie) galopującej inflacji. To są cechy, które go dość dobrze maskują, ale też wiemy, że zmierza ta droga kreowania fikcyjnego (wirtualnego) pieniądza “z niczego” (“ex nihilo”) do nikąd. Najlepiej jest widać to w takich krajach jak np. Cypr, Grecja Irlandia czy Portugalia, a szczególnie as w USA, że ten cały pomysł z wirtualnym, bezwartościowym pieniądzem nie ma przed sobą przyszłości.
Pozdrawiam!
7 października o godz. 9:12 15096
Doktor w lizaniu tylka Stanislawa Lema !!! A jaki bankowiec !!!
Wybor takiego tematu na prace doktorska (what a shame Monash) swiadczy o braku wlasnego intelektu.
To byla przejazdzka na intelekcie Lema !!! Wstyd i hanba ! Co za lajdactwo.
W jaki sposob ludzkosc ma cos pozytywnego wyniesc z takich prac doktorskich ??? Nic, bo to jest osmieszenie i dewaluacja Monash.
Ale chamstwu nie ma granic. Specjalista od lizania Lemowi tykla smie krytykowc kwalifikacje Angeli Merkel. Bo ona z drugiej strony zrobila doktorat w najbardziej z ambitnych nauk. Z Fizyki. Fizyka jest powalina, mechaniki, elektrycznosci, elektroniki, chemi, astronomi i na podbudowie matematyki, tej z najwyzszej polki.
I ten lemowski dupoliz i kapus smie to krytykowac. Nigdy ne spotkalem sie z podobna bezczelnoscia.
7 października o godz. 9:19 15097
Wielki exodus z Polski trwa, a tu na blogu tylko ciagle zielona wyspa. Jak dlugo?
„http://www.rp.pl/artykul/182403,1054596-Wielki-exodus-z-Polski-trwa.html”.
7 października o godz. 9:48 15098
@Pan Gospodarz – c.d. oraz @Marcin
„Rzeczpospolita”: Wielki exodus z Polski trwa. „Spełniają się najgorsze z możliwych scenariuszy”.
(APA, PAP, 07.10.2013, 06:26)
Liczba emigrantów ciągle rośnie – alarmuje „Rzeczpospolita”. Już 2,13 mln. Polaków wyjechało za granicę. Zbliżamy się więc do rekordowej liczby emigrantów zanotowanej w 2007 r. (2,27 mln.)
Jak podaje „Rzeczpospolita”, powołując się na jeszcze niepublikowane dane GUSu, to aż 2,13 mln. Polaków przebywało za granicą w końcu roku 2012, a to jest o 70 tys. więcej niż w 2011 r. i o 130 tys. więcej niż w 2010 r. Polacy zatem – mimo że mieli wracać, a zachód Europy rozwija się wciąż wolniej niż reszta świata – wciąż uciekają z kraju. Zbliżamy się tym samym do rekordowej liczby emigrantów zanotowanej w 2007 r. – było ich wtedy aż 2,27 mln.
Z informacji „Rzeczpospolitej” wynika także, iż pośród Polaków, którzy wyjechali, jest aż 1,6 mln. tak zwanych rezydentów, czyli osób przebywających za granicą ponad rok. Gdyby potwierdziły się te informacje, oznaczałoby to, że spełniają się najgorsze z możliwych scenariuszy – uważa prof. Krystyna Iglicka, rektor Uczelni im. Łazarskiego. Apeluje ona: ”to jest ostatni moment, by przestać chować głowę w piasek i zacząć działać”!
Z 2 mln. Polaków, którzy przebywają za granicą, ponad 1,4 mln. ma 39 lat lub mniej, w tym jest 226 tys. dzieci do 15tego roku życia. Eksperci: ekonomiści, a coraz częściej także politycy, wskazują, że nasza sytuacja demograficzna staje się największym wyzwaniem, przed jakim stoi Polska.
Więcej w dzisiejszym (7 październik 2013) wydaniu „Rzeczpospolitej”.
Pozdrawiam z emigracji!
7 października o godz. 10:09 15099
Do: Redakcja “Polityki”, GEMINI s.c. (…) Tomasz Kasprowicz
(adresy internetowe etc.)
Szanowni Państwo,
Proszę coś zrobić z tym ciągłym naruszaniem przez użytkownika „axiom1” netetykiety, regulaminu oraz prawa na blogu dra Kasprowicza. Oto (poniżej) kolejny przykład jego eskcesów. Mam nadzieję, że nie będę musiał w tej sprawie angażować prawników oraz Prokuratury RP!
Pozdrawiam
(…)
axiom1
7 października o godz. 9:12
„Doktor w lizaniu tylka Stanislawa Lema !!! A jaki bankowiec !!!
Wybor takiego tematu na prace doktorska (what a shame Monash) swiadczy o braku wlasnego intelektu.
To byla przejazdzka na intelekcie Lema !!! Wstyd i hanba ! Co za lajdactwo.
W jaki sposob ludzkosc ma cos pozytywnego wyniesc z takich prac doktorskich ??? Nic, bo to jest osmieszenie i dewaluacja Monash.
Ale chamstwu nie ma granic. Specjalista od lizania Lemowi tykla smie krytykowc kwalifikacje Angeli Merkel. Bo ona z drugiej strony zrobila doktorat w najbardziej z ambitnych nauk. Z Fizyki. Fizyka jest powalina, mechaniki, elektrycznosci, elektroniki, chemi, astronomi i na podbudowie matematyki, tej z najwyzszej polki.
I ten lemowski dupoliz i kapus smie to krytykowac. Nigdy ne spotkalem sie z podobna bezczelnoscia.”
Link: http://kasprowicz.blog.polityka.pl/2013/10/03/365/#comment-15098
7 października o godz. 10:32 15100
Panowie !!!
Znowu zaczynacie ?
Parę tygodni spokoju to wszystko na co Was było stać ?
7 października o godz. 10:55 15102
@kaesjot
To nie „my” to zaczynamy, a zaczyna to axiom1. 🙁
Pozdr.
7 października o godz. 15:50 15109
W Chattanooga w USA znajduje się jedyny na świecie duży zakład koncernu Volkswagen, w którym niema przedstawicielstwa pracowników. Winterkorn, szef VW organizuje tam właśnie razem ze związkami współzarządzanie zakładem. VW uważa, że podnosi to wydajność pracy i polepsza atmosferę w zakładzie. Tak szanowni Państwo, organizując związki, VW dba o dobro firmy. Oczywiście oznacza to też najpewniej wzrost nie tylko uprawnień ale i wynagrodzeń. Dla republikanów to komunizm czystej wody. Stąd politycy USA tej maści atakują Volkswagena i by to uniemożliwić. Bo – nie daj Boże – trzeba by jeszcze podnieść pensje na południu USA. Straszne w kraju wiecznej wolności (dla bogatych).
Hugh powiedział Winnetouuuuu.
7 października o godz. 18:39 15116
Nie mieszaj prymitywnej polityki z gospodarka:republikanie sa przeciwni tamt.zz ,bo te,o czym wiem od lat, zarznely amerykanski przemysl samochodowy.Pytam:skad my to znamy?
Czy Twoja wypowiedz to dowcip,albo tak malo wiesz???
7 października o godz. 18:45 15118
ZWO 7 października o godz. 15:50
„W Chattanooga w USA znajduje się jedyny na świecie duży zakład koncernu Volkswagen, w którym niema przedstawicielstwa pracowników.”
Także w chińskich zakładach produkujących Volkswageny nie ma tych charakterystycznych rad pracowniczych.
„Winterkorn, szef VW organizuje tam właśnie razem ze związkami współzarządzanie zakładem.”
Trochę wątpię w to, że inicjatywa wyszła od VW. Choćby dlatego, że w wiekszości stanów w USA tzw. zakładowe związki zawodowe, czyli zorganizowane przez zakład (=pracodawcę) są nielegalne. Nielegalne byłyby tam np. takie związki zawodowe jakie organizował opiekuńczy PRL. W USA związki aby być legalnymi muszą być zorganizowane przez pracowników. Z tego też powodu wątpię, aby kierownictwo VW chciało nagłaśniać swoją akceptację dla związków.
Trudno coś jest powiedzieć na podstawie opublikowanych wiadomości, ponieważ temat związków zawodowych w USA jest bardzo drażliwy i bardzo niebezpieczny dla pracowników. Organizowanie związków jest legalne ale pracodawca zwykle stanie na głowie, z zamknieciem zakładu włącznie, aby do tego nie dopuścić. Już nie mówiąc o tym, że najpierw postara się wywalić na pysk wszystkich organizatorów. Propaganda antyzwiązkowa jest bardzo silna. Z tego, co znalazłem w internecie wynika, że nie jest jasna sytuacja w tych zakładach. UAW mówi, że „ma poparcie więcej niż 50% załogi”, czyli tyle, ile wymaga prawo, ale że zdobył je na podstawie podpisanych kart poparcia, nie poprzez głosowanie. Z kolei jacyś pracownicy podali UAW do sądu i oskarżają go o to, że ich podpisy zostały od nich wyłudzone pod fałszywym pretekstem i że nie mogą tych kart dostać spowrotem. Ciężko wyczuć, czy to tylko przekabaceni (i przez kogo?) czy rzeczywiście ludzie mają jakieś uzasadnione pretensje o wyborcze machlojki.
UAW jadąc do Niemiec i negocjując z dyrekcją VW w celu wprowadzenia do USA niemieckiego modelu naraża się także na atak za „antyamerykańskość”. Jak ten atak będzie opakowany tak będzie, ale politycy i biznes z pewnością nie przegapi okazji wytknięcia UAW braku patriotyzmu wyrażającego się poprzez „importowanie zagranicznych pomysłów”. W USA bardzo silna jest doktryna „amerykańskiej wyjątkowości” i lwia wiekszość społeczeństwa, niezależnie od afiliacji politycznych, jest święcie przekonana, że to co amerykańskie jest (z definicji) najlepsze a to co zagraniczne (znowu z definicji) musi automatycznie być gorsze.
Śmieszne to, bo przecież Amerykanie w swoich indywidualnych decyzjach często snobuja się na Europę i chętnie kupują towary pochodzące z innych krajów, w większości poskładane albo i nawet zaprojektowane w Azji, ale uważam, że na poziomie „ogólnym” argumentacji będą bardzo podani na wszelkie „nieamerykańskie” rozwiązania.
A zarząd VW musi zachowywać się bardzo delikatnie, bo przecież im, tak jak każdemu z zagranicznych sprzedawców samochodów w USA, bardzo zależy na znalezieniu właściwego połączenia pomiedzy „obcością” a „zadomowieniem”. „Jesteśmy niemieccy” (w domyśle – lepsi, bo niemieccy inżynierowie, niemiecka solidność, itp.) ale „ten samochód, który właśnie chcemy ci sprzedać, wyprodukowaliśmy u ciebie w domu”. A więc jesteśmy „swoi”. Nie bój się nas, nie zabieramy ci pracy.
8 października o godz. 1:37 15124
@zza kałuży
1. Napisałeś “W USA związki aby być legalnymi muszą być zorganizowane przez pracowników”. Jaki to więc problem, aby VW zachęcił swoich amerykańskich pracowników do założenia związku zawodowego (ZZ), np. zatrudniając w swoich zakładach w USA doświadczonych niemieckich działaczy ZZ, którzy znają dobrze język angielski, a jeszcze lepiej język zwany w Niemczech ‘Amerikanische Sprache’ (czyli tzw. Amerikanisches Englisch – die Form der englischen Sprache, die mehrheitlich in den Vereinigten Staaten von Amerika)? Niemcy to nie Polska, tam wielu działaczy ZZ zna, i to dobrze, obce języki, w tym ów “amerykański”, choćby z tytułu długoletniej okupacji RFN przez US Army.
2. Jak widać, amerykańscy burżuje są miliony razy głupsi niż niemieccy, będąc (ci pierwsi) przeciwnikami ZZ< gdyż lepiej jest przecież mieć w swojej fabryce legalne związki zawodowe niż nielegalne albo w ogóle ich nie mieć, jako iż łatwiej jest kontrolować załogę mając legalne ZZ, poprzez kierownictwo tych związków, które ma większy Wplyw na robotników niż zarząd firmy. Stąd też tam, gdzie są silne ZZ (np. Niemcy, Szwajcaria, Skandynawia) jest na ogół mniej strajków niż tam, gdzie nie ma legalnych ZZ, a więc wybuchają tam często tzw. dzikie strajki. A dzikie strajki są bardzo niebezpieczne dla właścicieli firm – przypomnijmy sobie np. dzikie strajki w Polsce w latach 1980tych, które doprowadziły przecież nawet do obalenia nie tylko zarządów firm, ale nawet rządu PRLu, a także nawet i ustroju całego państwa!
3. Stąd też w UK, Australii czy w RFN, to kapitaliści finansują partie laburzystowskie czy też socjaldemokratyczne, gdyż wtedy kapitaliści oraz władze państwowe mogą się lepiej oraz łatwiej dogadać z pracownikami poprzez ZZ kontrolowane przez owe partie laburzystowskie czy też socjaldemokratyczne niż gdyby musieli mieć kapitaliści czy też politycy do czynienia z niezorganizowaną masą (‘tłuszczą’) robotników, kierowanych często przez przypadkowych, a nawet i sprowadzonych z zagranicy demagogów. Ale cóż – Amerykanom zawsze brakowało rozumu, stąd też polegali oni zawsze na mądrych ludziach “importowanych” z Europy, np. na Tesli, Einsteinie, Fermim czy też von Braunie. 🙁
8 października o godz. 1:42 15125
Errata:
Ucięło mi część tekstu – powinno być: „Amerikanisches Englisch – die Form der englischen Sprache, die mehrheitlich in den Vereinigten Staaten von Amerika gesprochen wird”.
8 października o godz. 2:49 15128
@Luap
Amerykański przemysł samochodowy zniszczyły nie ZZ, a nieudolne zarządy GM, Forda i Chryslera. Silne ZZ nie przeszkadzają bowiem w rozwoju takim firmom jak np. BMW, Daimler-Benz czy też VW! To właśnie zarządy w/w GM, Forda i Chryslera odpowiadają za upadek swych firm, gdyż nie szły one z ‘duchem czasu’, a zadawalały się od wielu lat tylko kosmetycznymi zmianami, produkując wciąż samochody bardzo podobne do Warszawy, tyle że z większymi nadwoziami i większymi silnikami, automatyczną skrzynią biegów oraz z klimatyzacją. A że były (i są) one paliwożerne, awaryjne, marnie wykończone i źle się trzymają drogi, to i popyt na nie zmalał, w obliczu silnej konkurencji z Europy (głównie Niemcy), Japonii, a ostatnio także z Korei Płd. Podobnie jest też w Australii, gdzie Ford, korzystając od lat z pomocy podatników, produkuje tam od wielu lat praktycznie ten sam model Falcona, z 6-cyl., paliwożernym silnikiem. Ale że coraz mniej osób kupuje ten przestarzały, nieekonomiczny, awaryjny i marnie wykończony model (obecnie to jest mniej niż 600 na miesiąc, czyli ledwo ok. 7 tys. na rok), to Ford zamyka swoje fabryki w Australii, podobnie jak zrobiły to ostatnio takie firmy jak Nissan i Mistsubishi, a niedługo zrobi Holden (australijska marka GM). Zamknięcie tych fabryk to był wynik ich złego zarządzania, jako iż nie było w nich ostatnio (od wielu lat) praktycznie żadnych strajków, a ZZ w tych fabrykach zawsze godziły się na obniżkę płac, aby tylko utrzymać miejsca pracy. Poza Nissanem, który produkował bardzo dobrego, ekonomicznego i niezawodnego Skyline’a, a zrezygnował z produkcji w Australii ze względu na to, że miał tam zbyt małą fabrykę, to zarządy Mitsubishi, Forda oraz Holdena zapatrzone były w przeszłość, w duże, “familijne”, sześcio, a nawet i ośmiocylindrowe “krążowniki szos”, rodem z lat 1950tych, gdy tymczasem Toyota wypuszczała na antypodach, niemalże co roku, nowy model, coraz to oszczędniejszego i coraz wyższej jakości samochodu (głównie Corolla oraz Camry). Doszedł do tego import z Japonii – najlepiej sprzedaje się na antypodach dziś Mazda 3 (ponad 4 tys. sztuk na miesiąc), a z producentów pierwsze miejsce zajmuje Toyota (17,758 sprzedanych samochodów w sierpniu 2013 roku). Tak to więc nie ZZ, a niekompetentne zarządy, dobierane nie na zasadzie kompetencji, a na zasadzie znajomości, rozłożyły takie firmy jak w/w GM, Ford i Chrysler.
8 października o godz. 2:54 15129
@axiom1
Nie dość, że mnie znów tu obrażasz, to na dodatek nie znasz nawet tytułu mojej pracy doktorskiej, a więc zajrzyj np. na: http://encyklopediafantastyki.pl/index.php?title=Lech_Keller
8 października o godz. 4:27 15130
„Amerykański przemysł samochodowy zniszczyły”
Biorąc pod uwagę tzw. „pojazdy lekkie”, czyli samochody i pickupy, to proporcje rynku są jak 45% do 55% na korzyść zagranicznych producentów. Czy ja wiem, czy jest to obraz „zniszczenia”?
„a nieudolne zarządy GM, Forda i Chryslera. Silne ZZ nie przeszkadzają bowiem w rozwoju takim firmom jak np. BMW, Daimler-Benz czy też VW!”
W USA, przynajmniej w okresie, o którym mówimy, czyli szczególnie o latach 70-ych do 90-tych, wielka trójka musiała do ceny swojego samochodu doliczyć co najmniej dwa składniki, których nie mieli producenci ani w Europie ani w Japonii. Mowa o firmowej emeryturze oraz o ubezpieczeniu zdrowotnym. W USA w tym czasie pracownik mógł liczyć na emeryturę państwową (tamtejszy ZUS) oraz na emeryturę wypłacana mu przez jego pracodawcę. Czyli na DWIE emerytury. Podobnie tylko amerykańscy producenci samochodów, wobec nieistnienia państwowej służby zdrowia opłacanej z podatków, aby przyciągnąć najlepszą siłę roboczą, negocjowali z tamtejszymi, prywatnymi ubezpieczeniami zdrowotnymi zbiorowe stawki dla swoich pracowników a także te stawki w lwiej części za nich opłacali. Z czasem (rosnąca liczba emerytów oraz rosnące koszta opieki zdrowotnej) te sumy zaczęły być bardzo znaczące. Japońscy ani europejscy konkurenci nigdy nie musieli ponosić tych kosztów, bo za nich z ludności ściągało je ich państwo w podatkach.
Przespanie przez firmy amerykańskie popytu na oszczędne samochody po kryzysie wywołanym wojną z 1973 roku oraz arogancja wywołana samozadowoleniem były oczywiście bardzo ważne, ale nie można zapominać, że ZZ wyrywały ile tylko mogły dla siebie, zupełnie bez pomyslunku, i (na tyle, na ile czytałem, bo sam nie znam sytuacji) zupełnie inaczej niż podobno odpowiedzialne ZZ w takich Niemczech.
Nie będę przytaczał stawek, jakie UAW wynegocjowało dla durnych, nic nie umiejących roboli na linii montażowej, bo te liczby wołały o pomstę do nieba. To były super-cudowne-hiper zarobki. Ja nie żałuję robotnikom wykwalifikowanym zarobków, ale jakieś proporcje pomiędzy zarobkami ludzi wykształconych i coś umiejących a zarobkami zupełnie zielonego gościa od klucza pneumatycznego muszą być zachowane.
No i właśnie w UAW nie były. Płacenie robotnikom za nic nierobienie przez całe lata, na przykład. Za samo zapisanie się do związku. Nie ma roboty – zakład płaci 100%. Przez pół roku albo o przez rok. A co, nam się należy! Związkowcy z UAW to byli książęta a nie pracownicy. I myśleli, że takie cuda mogą trwać wiecznie. Przeliczyli się i tyle.
8 października o godz. 5:22 15132
Nic innego nie zniszczylo przemyslu samochodowego w Ameryce jak konkurencja japonska i niemiecka. Podczas gdy te kraje maja caly czas antyimportowe regulacje, Ameryka myslala ze jest na tyle do przodu ze nie musi stosowac zadnych barier i sie po prostu przeliczyla. Na dodatek te kraje od lat stosuja ukryte finansowanie eksportu samochodow bo to sa ich mozna powiedziec ze wiodace przemysly. Najbardziej jednak wplyw na rynek amerykanski miala namolna reklama japonska i niemiecka. To jest rynek niezdecydowanego konsumenta za ktorego trzeba podejmowac decyzje, a ze jest podatny na manipulacje, wiec pieniadze w nia inwestowane szybko przyniosly efekty. Ameryka ma ciagle flagowe okrety jakimi sa Mustangi Challengery czy Camaro, ale niestety tych samochodow sie w Ameryce zbytnio nie ceni, bo mimo ze sa dobre wchodzi ciagle Porshe z nimi w konkurencje, mimo ze duzo drozszy.
8 października o godz. 6:06 15133
@zza kałuży
1. Tu nie chodzi o to, ze samochody produkowane w USA stanowią tam wciąż prawie połowę sprzedawanych samochodów, ale o to, że w roku 1960 Chiny wyprodukowały tylko 22,574 samochodów, czyli zaledwie 0.14% (dokładniej 01369%) światowej produkcji (wówczas było to 16,488,340 pojazdów) a dziś (dane za rok 2012) produkują one rocznie aż 19,271,808 samochodów, czyli prawie ¼ (dokładniej 22.90%) światowej produkcji samochodów (która wynosiła 84,141,209 pojazdów w roku 2012), podczas gdy USA wyprodukowały w roku 1960 aż 7,905,119, to jest prawie aż połowę (dokładniej 47.94%) światowej produkcji samochodów, a dziś produkując nieco więcej niż w roku 1960 (czyli 10,328,884 samochodów), ale znacznie mniej niż produkują ich dziś Chiny, to Stany wytwarzają obecnie już tylko niewiele więcej niż 10% (dokładniej 12.27%) światowej produkcji samochodów – dane z Wikipedii (List of countries by motor vehicle production).
2. Firmy takie jak BMW, Mercedes-Benz czy też VW, także musiały wówczas dodawać do swoich kosztów produkcji koszta emerytur oraz opieki zdrowotnej dla swoich pracowników, tyle, ze w Niemczech bylo to robione racjonalniej, czyli poprzez podatki (które były wtedy w Niemczech znacznie wyższe niż w USA), a w USA było to robione mniej racjonalnie, a więc bardziej bezpośrednio, przez, jakże kosztowne prywatne fundusze emerytalne oraz jeszcze bardziej kosztowne prywatne firmy ubezpieczeniowe. Ale BMW, Mercedes-Benz i VW, ponosiły, tak samo jak GM, Ford oraz Chrysler, pełne koszta związane z zatrudnieniem, tyle, że jak to już wyjaśniałem, w Niemczech bylo to wliczane do podatków płaconych przez niemieckie firmy, a w USA do bezpośrednich niemal kosztów zatrudnienia.
3. Ale nie ma sensu pisać, że tylko w USA firmy samochodowe ponosiły koszta emerytur oraz opieki zdrowotnej dla swoich pracowników. Zgoda, w Niemczech te koszta były niższe, gdyż Niemcy miały efektywniejszy system emerytalny oraz opieki zdrowotnej niż USA, ale to nie usprawiedliwia tego, że amerykańskie firmy samochodowe były już wówczas bardzo źle zarządzane. Po prostu ich zarządy były (oraz nadal są) tak tępe, że nie rozumieją one, iż tylko powszechny, państwowy system emerytalny oraz tylko państwowa, powszechna opieka zdrowotna mogą być “cost effective’, czyli po polsku po prostu ekonomiczne (racjonalne z punktu widzenia ekonomii, finansów oraz prakseologii). To jest jeszcze jeden przykład, jak prawicowa, liberalna oraz prorynkowa ideologia zżera, jak rak, zdrową dotąd tkankę amerykańskiej gospodarki i amerykańskiego społeczeństwa… 🙁
4. Sam zresztą przyznajesz, iż “przespanie przez firmy amerykańskie popytu na oszczędne samochody po kryzysie wywołanym wojną z 1973 roku oraz arogancja wywołana samozadowoleniem były oczywiście bardzo ważne”.
5. Być może ZZ w USA także porobiły błędy, ale przecież tamtejsze ZZ są bardzo prawicowe (mowa jest tu o najważniejszych amerykańskich ZZ zrzeszonych w centrali AFL-CIO), prorynkowe oraz proreżymowe (stąd też ich poparcie dla Wałęsy w latach 1980tych). Obawiam się także, iż te “cosy” (“przytulne”) układy szefów GM, Forda oraz Chryslera z szefami centrali związkowej AFL-CIO, które to układy ‘zaowocowały’ tymi nadmiernymi przywilejami dla związkowców, były spowodowane także tym, że szefowie ZZ wiedzieli czasem sporo na temat tego, w jaki sposób robią interesy zarządy GM, Forda oraz Chryslera, a więc była to taka sytuacja jak u Sienkiewicza w POTOPIE, że “złapał kozak Tatarzyna ,a Tatarzyn za łeb (go) trzyma”. 😉 Innymi słowy, w zarządach GM, Forda oraz Chryslera, tak samo jak w “politbiurze” AFL-CIO zasiadali (oraz dalej zasiadają) głównie gangsterzy… 🙁 Ale to jest temat na osobną dyskusję!
6. No i dziękuję za nieobrzucenie mnie (tym razem) błotem! Na serio!
8 października o godz. 6:09 15134
Errata
Powinno być: „w roku 1960 Chiny wyprodukowały tylko 22,574 samochodów, czyli zaledwie 0.14% (dokładniej 0.1369%) światowej produkcji”
8 października o godz. 6:56 15137
„Ameryka ma ciagle flagowe okrety jakimi sa Mustangi Challengery czy Camaro, ale niestety tych samochodow sie w Ameryce zbytnio nie ceni, bo mimo ze sa dobre wchodzi ciagle Porshe z nimi w konkurencje, mimo ze duzo drozszy.”
Od razu widać, kto to pisał. W USA nawet najgłupsza sekretarka w najmniejszym biurze nigdy tak nie napisze o żadnym samochodzie. Dla Amerykanina powiedzenie „mam Mustanga” jest kompletnie nie do pomyślenia. Jak z kosmosu. Nie mieści się w głowie. Jakby było po chińsku. Nikt nie powie „mam forda, nissana, mercedesa czy porsche.
Każdy opisując swoje auto wymienia OBOWIĄZKOWO i w tej kolejności: rok modelu, (często różny od kalendarzowego roku produkcji i/lub sprzedaży), nazwę producenta, nazwę modelu i wariant tego modelu.
2014 Ford Mustang Shelby GT500. 2014 Porsche 918 Spyder. 2013 Chevrolet Camaro LS.
2007 Honda Civic LX. I tak właśnie każda sekretarka będzie recytować. Wybudzona w środku nocy, jedną ręką, bez oddechu, pod wodą, tyłem i do góry nogami. Inaczej nie potrafi.
Bo wie, w odróżnieniu od znafców, jak bardzo mogą się od siebie różnić poszczególne modele „Mustanga” czy „Camaro”. Cenowo i wszystkim innym. A wsadzenie Porsche do tej ligi to już najlepszy dowcip. Chciałbym zobaczyć jakiegoś dorosłego Amerykanina, który tak zrobi. Bo trzynastoletni chłopcy to i owszem, dlaczego nie? 😉
„stosuja ukryte finansowanie eksportu samochodow”
Każdy kraj na planecie Ziemia to robił i robi. I żeby się przypadkiem nie okazało, że te ukryte finansowanie w USA nie jest jednym z największych na świecie…
8 października o godz. 6:59 15138
@Marcin
1. Marketing (a więc też i reklama, będąca jego chyba najważniejszą częścią) jest bardzo ważny w kapitalizmie, a szczególnie w “hiper-super” turbokapitalizmie amerykańskim, ale nie zgadzam się, że sukces samochodów japońskich oraz niemieckich w USA jest głównie wynikiem tejże reklamy. Moim zdaniem jest wręcz odwrotnie – to amerykańskie samochody miały oraz dalej mają najlepszy marketing w USA. Pomijając już to, że tylko amerykańskie samochody są w USA “patriotyczne”, to, przynajmniej do niedawna, były one chyba najpotężniejszym symbolem tego amerykańskiego (a więc ”najlepszego”) stylu życia, na dodatek symbolem bardzo seksownym, oraz skutecznie na ogół propagowanym także poza USA (nawet w PRLu!), głównie poprzez amerykańskie filmy oraz programy telewizyjne. Mało który samochód (może poza największymi Mercedesami, Jaguarami czy też Porsche albo Ferrari) był (i zresztą dalej jest) tak seksowny (zarówno na ekranie jak tez i w “realu”), jak błyszczący pięknym lakierem i chromowanymi zderzakami amerykański “krążownik szos” z lat 1950, 1960 a nawet i 1970tych.
2. Niemcy, Japończycy, a także do pewnego stopnia nawet i Włosi, przegrali z Ameryką II Wojnę Światową, ale wygrali oni z amerykańskimi firmami wojnę o rynek samochodów w USA. Wygrali oni tę wojnę głównie cenami pojazdów, mniejszym zużyciem paliwa oraz lepszą jakością wykonania, w tym głownie zdecydowanie lepszą niezawodnością, raczej niż reklamą.
3. Podczas gdy rząd USA popierał (i nadal zresztą popiera) Izrael, co “zaowocowało” kryzysem energetycznym, a więc także końcem ery taniej benzyny, to rządy Niemiec i Japonii popierały swoje firmy samochodowe, co umożliwiło tym firmom ekspansję na, początkowo przecież dla nich trudny, rynek amerykański. Jeśli dodamy do tego, że (przykładowo) niemieccy producenci mieli także niższe koszta produkcji, gdyż mogli oni korzystać z taniego, ekonomicznego niemieckiego systemu emerytalnego oraz ochrony zdrowia, to widać jest doskonale, że przemysł samochodowy USA rozłożyły nie związki zawodowe, a nieudolne zarządy GM, Forda oraz Chryslera, a przede wszystkim nieracjonalna wiara elit rządzących Ameryką w cudowne wręcz działanie tzw. niewidzialnej ręki rynku oraz niezgodna z najbardziej żywotnymi interesami USA polityka zagraniczna kolejnych prezydentów oraz parlamentów Stanów Zjednoczonych Ameryki.:–(
Pozdrawiam! 🙂
8 października o godz. 7:15 15139
@zza kałuży
Widać na tym przykładzie doskonale, jak to marketing zrobił Amerykanom wodę z mózgu: tak, że człowieka ocenia się tam nie po tym, kim on jest jako człowiek, ale po tym, co ona posiada. Przeciętni Amerykanie (głównie zaś tzw. middle class, czyli średnia burżuazja) są więc dziś aż tak bezdennie głupi, że wierzą oni reklamie, w tym także w to, że (przykładowo) 2014 Ford Mustang Shelby GT500 jest lepszy od 2013 Ford Mustang Shelby GT500 (zakładając, że istnieją takie samochody). A później to się to kończy często jak z tym Dreamlinerem. Po prostu nie wszystko co nowsze, jest zawsze lepsze. Trend w postępie technicznym idzie bowiem wciąż w górę, ale nie znaczy to, że nie są możliwe okresy regresu, czasem nawet trwające latami, jak to widać dziś np. w lotnictwie, gdzie po Concorde oraz Tu144 nastąpił długotrwały regres w szybkości osiąganej przez duże, dalekodystansowe samoloty pasażerskie, a siedzenia w najpopularniejszej klasie, czyli turystycznej, są (z reguły) z roku na rok coraz mniejsze, a więc i też coraz mniej wygodne, gdyż z powodu wzrostu ceny paliwa, linie lotnicze starają się wcisnąć maksymalnie możliwą ilość pasażerów do posiadanych przez siebie samolotów. Liczy się bowiem w kapitalizmie nie człowiek, a ZYSK. 🙁
8 października o godz. 7:16 15140
@ trasat
Ogladam te reklamy na codzien typu: „das auto”, japonskich nie powtorze i powiem szczerze ze metoda Gebelsa dziala. Patriotyczne elementy w reklamie samochodow? Patriotyzm w Ameryce sie skonczyl na Bushu.
8 października o godz. 7:21 15141
trasat 8 października o godz. 6:06
„Tu nie chodzi o to, ze samochody produkowane w USA stanowią tam wciąż prawie połowę sprzedawanych samochodów, ale o to, że
w 1960 Chiny wyprodukowały 0.14% światowej produkcji
a w 2012 – 23%.
w 1960 USA 50% światowej produkcji
a w 2013 – 12%”
@trasat, nie mam siły do ciebie. Przecież to ty cały czas przypominałeś, i słusznie, że do wojen prowadzi wielka nierównowaga w rozwoju różnych krajów.
W 1960 roku świat stał na głowie. W 2013 znormalniał. Tu nie ma mowy o jakimś „niszczeniu” czy innych apokalipsach. Policzmy.
W 1960 USA miało 180 mln ludzi, czyli 6% z 3 mld ludności świata a produkowało 50%, czyli 8 razy więcej niż powinno. Teraz ma 310 mln, czyli 4% z 7 mld ludzi i produkuje 12%, czyli już tylko 3 razy więcej, niż mu się „należy” na podstawie liczby ludności.
W przeciwnym kierunku – i bardzo dobrze! – postępował rozwój w Chinach. W 1960 roku Chiny miały 682 mln, czyli 23% ludności świata a produkowali 0.14%, czyli 164 razy za mało. W 2012 roku Chiny miały 1.3 mld ludzi, czyli 19% ludności świata i produkują 23% samochodów. A więc około 1.2 raza więcej, aniżeli im się „należy”.
Aby osiagnąć zrównoważony rozwój poszczególnych krajów w ich aktualnych granicach i przy stałej liczbie ludności widać, że w USA powinna DALEJ maleć produkcja samochodów, i to w przybliżeniu prawie trzy razy szybciej niż w Chinach. I nie będzie to wcale dowodem na jakieś straszne „zniszenie” przemysłu ani na żadne tragiczne jego zapaści ale na NORMALNIENIE świata.
Czego większość Amerykanów oczywiście nie chce w taki sposób widzieć, gdyż związane jest to z wyrównywaniem się poziomu życia Amerykanina i mieszkańca reszty świata. A jak wiadomo o naszym dobrym humorze wcale nie decyduje bezwzględny poziom bogactwa ale to, jak wyglądamy na tle naszego sąsiada. 😉
8 października o godz. 7:27 15142
trasat 8 października o godz. 6:59
Świat się kończy, zgadzam się z @trasatem.
8 października o godz. 7:41 15143
trasat 8 października o godz. 7:15
„Widać na tym przykładzie doskonale, jak to marketing zrobił Amerykanom wodę z mózgu (…) Po prostu nie wszystko co nowsze, jest zawsze lepsze.”
Częściowo marketing, i tu się zgadzam. Ale częściowo i wcale nie najmniej ważny jest efekt parkingu. Parking przed dużą firmą jest ogromny. I na nim parkuje masa aut. Miejsce parkingowe to łakoma rzecz. Strażnik firmy objeżdża parking i pędzi „obcych”. Jakby rozróżniał kto swój a kto obcy tylko po numerach rejestracyjnych to by dostał kota w pięć minut. I dlatego sekretarka (i każdy inny pracownik) poda strażnikowi do jego komputerowego spisu jak najdokładniejszy opis swego auta, te wszystkie cechy, które poprzednio wymieniłem plus kolor i często-gęsto jeszcze do tego doda „mam dwa foteliki dla dzieci w drugim rzędzie foteli”. Oczywiście są różne karty identyfikacyjne za szybą, ale jak zaparkujesz nosem do trawnika a pupą do drogi to strażnik nie zobaczy bez wysiadania i łażenia.
Także z jednej strony zgadzam się, że marketing zrobił im z głową ale z drugiej strony ilość aut tutaj to jest masakra i jakoś trzeba sobie z tym radzić. Ludziom to w krew wchodzi i jestem przekonany, że poza przypadkami, gdy jest to najnowszy rocznik dobrego auta, nikomu do głowy nie przychodzi, że recytując taką długą formułkę wychodzi (przed Polakiem) na chwalipiętę.
8 października o godz. 8:05 15144
„Po prostu ich zarządy były (oraz nadal są) tak tępe, że nie rozumieją one, iż tylko powszechny, państwowy system emerytalny oraz tylko państwowa, powszechna opieka zdrowotna mogą być “cost effective’, czyli po polsku po prostu ekonomiczne (racjonalne z punktu widzenia ekonomii, finansów”
W/g mnie jest to związane z amerykańskim optymizmem i indywidualizmem. Oni tam lubią sprzężenie zwrotne pozytywne. Np. szkolnictwo. W lwiej części finansowane z lokalnych podatków od nieruchomości. Jak gospodarka hula, ludzie mają pracę, stać ich na kupowanie domów, ceny domów ida w górę, podatki idą w górę, jest forsa na dobrych nauczycieli, na rozbudowę szkół, na policję, na wszystko. Dobra dzielnica się polepsza, ceny idą w górę, sprowadzają się tam coraz to zamożniejsi ludzie, zwykle są oni coraz lepiej wykształceni, wymagają coraz lepszej edukacji dla swoich dzieci, coraz wyższego poziomu usług lokalnych, w tym samorządowych, itd. Sielanka, cud miód.
Indywidualistyczne podejście – wszędzie w zasięgu ich wzroku oczywiście, czyli tylko w tej przeżywającej boom i rozkwit części świata (dzielnicy, mieście, stanie) – otóż wszędzie jak chcesz iść do roboty i ciężko parcować to masz szansę i tylko lenie są sobie sami winni temu, że są biedakami i im się nie wiedzie. Do diabła z socjalizmem, z solidarnością społeczną. U nas rzeczywiście wszystkie łódki, których lokatorzy wiosłują wznoszą się razem z falami.
Bo w znaczej większości rzeczywiście tak jest.
Ale niech tylko coś w gospodarce się „rypnie” to nasze pozytywne sprzężenie zwrotne zacznie z tą samą, albo często jeszcze większą siłą wzmacniać niepożądane trendy.
Ten sam mechanizm przyspieszy lokalną destrukcję i zapewni rozlani esię jej na wszystkie sfery.
Tak więc w skrócie, uważam, że Amerykanie wynaleźli całkiem fajny patent, ale tylko na „dobre czasy”. Jak czasy robią się niefajne to ich system nie ma dobrej recepty na wyjście z kryzysu.
*********************************
Z tobą @trasat dyskutuje się całkiem fajnie jak dopuszczasz mozliwość swojej niedoskonałości, czyli tego, że od czasu do czasu możesz popełnić pomyłkę albo nie wiedzieć wszystkiego najlepiej. Jak przyznasz komuś, że on też może i coś ciekawego wydziobał. Inaczej mówiąc, jak stajesz się – a po ostatnich wpisach widać, że wiesz jak to robić – bardziej flexible. 😉
8 października o godz. 8:58 15145
„Bo wie, w odróżnieniu od znafców, jak bardzo mogą się od siebie różnić poszczególne modele „Mustanga” czy „Camaro”. Cenowo i wszystkim innym. A wsadzenie Porsche do tej ligi to już najlepszy dowcip.”
Schodzac z trasata wchodzisz na mnie „znafco”? Odpowiem tak: przyganial kociol garnkowi. W jednym zdaniu oswiadczenie ze z trasatem sie zaczynasz zgadzac a w drugim do kogos innego pokazujesz glupote jasia z pipidowy.
Masz swoje na wierzchu. Amerykanie nie interesuja sie niczym innym, zwlaszcza sekretarki, tylko we snie wymieniaja: Shelby 2014 model GT500 na
dodatek ze szczegolami ktorych dealer nie jest w stanie powtorzyc!!
Gdzies ty nalapal takich wiadomosci? Moze pracujesz w agencji zatrudniajacej sekretarki? Idz sie chlopie przespij i wytrzezwiej zanim napiszesz nastepny kawalek swojego belkotu akloholowego.
8 października o godz. 10:26 15147
@Marcin
1. Być może w USA są dziś sekretarki, które nagle zbudzone w środku nocy recytują z pamięci „2014 Ford Mustang Shelby GT500”, ale faktem jest, że ta informacja niewiele mi mówi. Ja bym określił posiadany przeze mnie samochód raczej jako (przykładowo) „Zomosuki Ochida rok produkcji 1989 z silnikiem benzynowym 1.5 litrowym, czterocylindrowym z wałkiem rozrządu w głowicy, pięciobiegową ręczną skrzynią biegów oraz z dwudrzwiowym nadwoziem typu coupe”. To i tak nie daje zbyt dużo informacji o posiadanym przez mnie samochodzie, gdyż nie mam tam np. nic o wyposażeniu typu radio, odtwarzacz płyt CD albo klimatyzacja, czy szyby są podnoszone ręcznie czy też mechanicznie, czy siedzenia są skórzane, plastykowe czy też obite tkaniną etc.
2. Doceń też to, że „zza kałuży” zmienił swój ton. Nieważne na jak długo oraz w stosunku do kogo. Zawsze trzeba bowiem zrobić ten pierwszy krok!
Pozdr.
8 października o godz. 10:35 15148
@Marcin
Nie wiem jak to jest dziś w USA, ale w Australii podkreśla się w reklamach, że dany model jest „Aussie made”. A ponieważ większość sprzedawanych na antypodach samochodów pochodzi dziś z Japonii oraz z Korei, to też najwięcej reklam odnosi się do tychże samochodów. Co ciekawe, GM lansuje teraz w Australii markę Opel, która zdaje się zastąpi tu wkrótce lokalną markę Holden (nie trzeba będzie robić osobnych wersji reklam dla Opli sprzedawanych „down under” do niedawna jako Holdeny, co przyniesie spore oszczędności, ale chodzi tu chyba głównie o stopniowe przyzwyczajenie klientów GM do tego, że zamknięta zostanie fabryka samochodów pod Adelajdą).
8 października o godz. 11:47 15151
@zza kałuży
1. Ja się specjalnie nie cieszę z sukcesu Chin. Ja wolałbym, aby sukcesy odnosiła Ameryka, ale nie taka jaka jest ona dziś, czyli o nieokreślonej tożsamości kulturowej ale bardzo agresywna, ale taka Ameryka, jaką ja pamiętam z lat 1960tych i nieco późniejszych, czyli Ameryka, gdzie (przynajmniej na jej północnym wschodzie) dominowała kultura europejska, gdzie dbano o ludzi pracy oraz nie prowadzono brudnych, agresywnych wojen. Niestety, ale ta Ameryka istniała raczej tylko w moich marzeniach, i to też tylko pomiędzy końcem wojny z Koreą a początkiem poważnego zaangażowania się USA w Wietnamie, które to zaangażowanie było przecież powodem tego, że Ameryka zaczęła popadać w długi (na początku na finansowanie wojny z Wietnamem), że musiała ona na skutek tej wojny ogłosić koniec wymienialności dolara na złoto, co w zasadzie zakończyło złotą epokę zarówno Ameryki, jak tez i kapitalizmu rynkowego.
2. Zgoda, że do wojen prowadzi wielka nierównowaga w rozwoju różnych krajów, ale nie tylko, gdyż innym ważnym ich powodem jest konieczności kontrolowania dostępu do surowców, szczególnie energetycznych oraz konieczność kontrolowania dostępu do rynków zbytu.
3. Nie sądzę, że w roku 1960 to świat stał na głowie, a w roku 2013 to on znormalniał. Świat, w którym wszystkie państwa byłyby (mniej więcej) tak samo dobrze rozwinięte, byłby bowiem światem w zastoju, gdyż nie byłoby bodźców do rozwoju, skoro wszędzie byłoby tak samo, a zastój prowadzi przecież praktycznie zawsze do regresu. Oczywiście, że prawdą jest to, że jeszcze na początku XIX wieku największymi gospodarkami świata były Chiny i India, czyli także najludniejsze (wówczas oraz dziś) kraje świata. Ale przecież późniejsza zapaść gospodarek tych krajów była jednak tragedią dla Chińczyków i Hindusów, tak samo jak jest dziś tragedią dla mieszkańców USA obecna zapaść gospodarki Stanów Zjednoczonych Ameryki.
4. Najważniejsze jest jednak to, że owa zapaść gospodarek Chin i Indii na początku XIX wieku dotyczyła, tak naprawdę, najwyżej 10% ludności tych krajów, gdyż olbrzymia większość Chińczyków oraz Hindusów mieszkała wtedy na wsi i nie miała praktycznie żadnego kontaktu z miastami a więc i z rynkiem. A dziś w USA to olbrzymia większość ludności żyje w miastach (i to na ogół dużych a nawet i wielkich) , tak więc zależy ona od stanu rynku, w tym też i rynku pracy. Wiadomo przecież, że nawet w pierwszej połowie XX wieku, to przeciętny Chińczyk nie zależał praktycznie ani od władzy ani od rynku, gdyż był to biedny chłop, który sam produkował, najwyżej z pomocą swojej najbliższej rodziny, wszystko to, co mu było potrzebne do życia. A przeciętny współczesny Amerykanin, mimo iż często chwali się on, jaki to on jest samodzielny, niezależny oraz niepotrzebujący niczyjej pomocy, jest przecież bardzo zależny i od władzy, i od rynku, a więc nie ma szans przetrwać bez współpracy z innymi ludźmi. Stąd też obniżka poziomu życia w USA, owe “naturalne wyrównanie”, już jest szokiem dla przeciętnego Amerykanina, a będzie jeszcze większym szokiem w przyszłości. Obawiam się, że tak wielkim szokiem, że ogromna większość mieszkańców USA nie będzie w stanie go przetrwać bez ogromnych szkód w zdrowiu fizycznym oraz psychicznym.
5. OK, ten efekt parkingu ma może jakieś znaczenie. Ale od czego jest tu kontrola pojazdów przy wjeździe na parking? Miałem z tym do czynienia i w Australii (Monash University – największy w Australii, a wybudowany bez sensu w miejscu, gdzie nie ma ani linii kolejowej ani nawet tramwajowej), jak też i w Polsce czy w RPA. Wszędzie wystarczały identyfikatory naklejone na szybie. Nikt nie pytał się o opis samochodu, gdyż te identyfikatory były przypisane do konkretnego pracownika, a nie do konkretnego samochodu.
6. Ja zaś uważam, że ten brak ogólnopaństwowego systemu emerytalnego oraz brak ogólnopaństwowego systemu finansowania opieki medycznej w USA wynika głównie z obowiązującej tam ideologii wolnorynkowej, która w Ameryce urosła przecież do roli de facto religii państwowej. Przecież wyznają ją tam nie tylko republikanie, uważani tam za prawicę, ale także demokraci, z Obamą na czele, uważani tam za centrolewicę, choć, tak naprawdę, to obie te partie są wyraźnie mocno prawicowe, zdecydowanie bardziej na prawo od PO czy PiSu.
7. Efekt “podnoszenia wszystkich łódek” dotyczy, nawet w USA, przecież tylko zamożnej mniejszości. Pracując przez rok w USA, zwiedziłem sporo stanów, od Kalifornii po Nowy Jork (stan i miasto), a więc wiem, że w USA jest dużo ładnych dzielnic, ale tylko dla tego, że jest tam dużo ludności, ale dobrze pamiętam, że ton nadają tam (podobnie zresztą jak w Australii) slumsy oraz raczej mało ciekawie wyglądające dzielnice niższej klasy średniej czy też składowo-przemysłowe, które to w krajach anglosaskich wyglądają z reguły wręcz tragicznie. W takim np. St. Paul, gdzie murzynów jest przecież bardzo mało, także dominują biedne dzielnice, a slumsy zaczynają się jakieś pół mili od stanowego kapitolu, a więc jest tam tak, jakby w Warszawie slumsy zaczynały się już od północnej strony Alei Jerozolimskich. W Washington DC jest jeszcze gorzej – np. ambasada Polski mieści się tuż na końcu dzielnicy rządowo-dyplomatycznej, a zaraz za nią zaczynają się slumsy, czyli jest tak, jakby na ul. Pięknej, jakieś 100 metrów na zachód od ambasad USA i Szwajcarii, zaczynała się slumsowata dzielnica biedoty. A w tych, jakże licznych w USA czy w Australii, dzielnicach biedoty, to praktycznie wszystkie łódki są od dawna dziurawe, a więc dawno temu zatonęły, tak więc na nie ma na nie wpływu ani ekonomiczny przypływ (boom/prosperity) a ni też ekonomiczny odpływ (recesja/kryzys), gdyż tam zawsze jest mniej więcej taki sam poziom “wody”, czyli bardzo niski, a łódki są, jak to już pisałem, niezdolne do pływania… 🙁
8. Nigdy nie twierdziłem, że mam zawsze rację. Może powinienem częściej używać zwrotów typu “uważam tak”, “myślę, że” oraz “moim zdaniem”, aby wszystko było zawsze jasne.
9. Miło mi, że się ze mną w czymś zgadzasz. Jak widać, koniec świata nadchodzi, przynajmniej takiego świata, jaki my znamy! 😉
Pozdr.
8 października o godz. 15:35 15156
By by! U mnie minęła właśnie pólnoc! Pora spać! 😉
8 października o godz. 19:43 15163
trasat 8 października o godz. 11:47
„ale taka Ameryka, jaką ja pamiętam z lat 1960tych i nieco późniejszych”
Po raz pierwszy odwiedziłem Stany jako dziecko w 1968 roku. Do końca życia zapamiętam pierwszą przejażdżkę miejskim autobusem w Chicago. Moja mama, wbrew wielkim protestom znajomych, że „zawsze podwiozą” uparła się samodzielnie poruszać po mieście. No i wsiedliśmy do tego miejskiego autobusu. Ja, widząc, że autobus jest prawie pusty, tak samo jak we Wrocławiu natychmiast pobiegłem na sam koniec aby zrobić to samo co we Wrocku, czyli „usiąść na kole”. Nie wiem, czy pamiętasz dawne autobusy Skody, gdzie bardzo na tym kole trzęsło, co jak pamiętam bardzo się mi podobało.
Mama zapłaciła u kierowcy za przejazd i widząc mnie siedzącego na końcu, zaraz do mnie dołączyła. Po czym w autobusie zapadła cisza jak makiem zasiał. Kilkoro białych obróciło się i z przerażeniem popatrzyło na nas. Kilku obecnych Murzynów wlepiło w nas wzrok z nieukrywaną wściekłością.
Wtedy zdałem sobie sprawę, jako dziecko po raz pierwszy w życiu – że jestem biały. W mgnieniu oka zauważyłem, że w tyle autobusu siedzą tylko czarni a biali siedzą wyłącznie z przodu. To było już w 13 lat po Rosie Parks i wydawało by się wiele lat po wszystkim co dalej nastąpiło. Ale reakcja pasażerów tego autobusu była tak silna, że na mnie zostawiła wrażenie tak silne, że dzisiaj jest tak świeże jak wtedy.
USA nadal ma problem z rasizmem. I to według mnie, oprócz militaryzmu części ludności, jest największą skazą tego kraju. W latach „1960tych i nieco późniejszych”, tak jak napisałeś, ten problem był tysiąc czy milion razy większy. Nigdy w życiu nie powiedziałbym, że bardziej od USA z 2013 roku podoba mi sie USA z lat sześćdziesiątych.
8 października o godz. 20:17 15165
Jeszcze o amerykańskim nazywaniu samochodów. Proszę sobie wyobrazić, że wasza polska firma urządza w lecie piknik dla pracowników i że za temat pikniku proponuje „Moje samochodowe hobby”.
Wasza firma jest firmą samochodową, więc temat pikniku nie może być jakąś niespodzianką. Jest raczej nudno-przewidywalny, jak większość pomysłów działu personalnego.
No i na tym pikniku pojawiają się różne samochody-rezutaty weekendowej pracy waszych kolegów i koleżanek.
Jest i fiat.
Że co? Że to nie wystarcza? Ależ oczywiście, Fiat to popularna w Polsce marka. A więc był to fiat 508.
5 sztuk.
Pięciu kolegów restauruje fiaty 508. Nie myślicie, że ten, co ma wersję „łazik” nie zechce w opisie się wyróżnić?
Tak to właśnie było na ostatnim pikniku firmy, kiedy pojawiło się 5 fordów T.
Amerykanie nazywają auta jak Eskimosi śnieg. Dla jednych śnieg jest „biały”. Zapytajcie Eskimosa o kolr śniegu.
Jak w Polsce będą rodziny, w których Chevroletem jeździł pradziadek i ten Chevrolet dalej jest na chodzie i teraz prawnuczek podrywa na niego dziewczyny to pogadamy. Bardzo lubię słuchać opinii stwierdzającychm, że „Ameryka nie ma historii”.
Zawsze wtedy pytam o auto pradziadka.
8 października o godz. 21:22 15166
@ trasat
„Doceń też to, że „zza kałuży” zmienił swój ton. Nieważne na jak długo oraz w stosunku do kogo. Zawsze trzeba bowiem zrobić ten pierwszy krok!”
Nie chwal dnia przed zachodem slonca, nie wszyscy tez maja krotka pamiec.
Cos mi sie zdaje ze juz nie jestes BOT-em i komuchem, ale tylko do nastepnego ataku. Na razie jest to tylko przerwa taktyczna aby sie mocniej odkryl. Tym sie roznimy ze ja nie daje amunicji ludziom wchodzacym tutaj aby odreagowywac swoje frustracje. Jak to mowia: mogl zabic ale nie zabil, trzeba to doceniac. Co tu doceniac? Ze zwyklego chama nagle stal sie uprzejmiaczek do nastepnego razu.
9 października o godz. 1:44 15174
@zza kałuży
1. Segregację rasową to ja pamiętam z RPA, tyle, że tam to były osobne autobusy i trolejbusy (a jeszcze wcześniej także tramwaje) dla białych i “niebiałych”. Na niektórych liniach kolejowych były tam osobne wagony dla białych i “niebiałych”, ale na niektórych jeździły tylko pociągi dla “niebiałych”, a ja miałem pecha mieszkać przy takiej linii, a więc kiedy to (najprawdopodobniej murzyni) ukradli 4 koła z samochodu, który firma, w której pracowałem, dała mi do dyspozycji, to aby dojechać do pracy musiałem iść parę kilometrów na piechotę, aby móc wsiąść do autobusu dla białych, który dowoził mnie do stacji, z której odchodziły już do Johannesburga pociągi z wagonami dla białych, chociaż stację kolejową miałem blisko – kilkaset metrów od mojego mieszkania, ale z niej odchodziły wtedy (wczesne lata 1980te) tylko pociągi dla “niebiałych”. Tak więc ten cały apartheid przeszkadzał w życiu nie tylko murzynom.
2. Tak samo jak RPA nie stała się lepszym krajem do życia (zarówno dla białych jak też i dla olbrzymiej większości “niebiałych”) po zniesieniu apartheidu, tak samo USA nie stały się lepszym krajem do życia po zniesieniu tam segregacji rasowej. Po prostu każda rasa, a nawet i każdy naród powinien mieszkać osobno, czyli w swoim własnym kraju. Mieszanie ras, a nawet i narodów w jednym państwie prowadzi bowiem w praktyce prawie zawsze do dominacji jednej rasy czy narodu nad drugim, a więc rodzi rasizm oraz szowinizm. To pierwsze jest na tle rasowym, a to drugie na tle narodowościowym, przy czym często naród pokrywa się z rasą. Dobry przykład mamy na Fidżi, gdzie Brytyjczycy sprowadzili Hindusów na wyspę zamieszkałą przez Polinezyjczyków, i oczywiście nic dobrego z tego nie wynikło.
3. Niestety, ale problemy na tle rasowym mają praktycznie wszystkie dawne kolonie brytyjskie, gdyż powstały one z reguły na skutek zbrojnej inwazji osadników brytyjskich (w większości Anglików), co na ogól prowadziło do holocaustu tubylców (na Tasmanii to kolonialistom brytyjskim udało się nawet wymordować cały naród Tasmańczyków) oraz do sprowadzania do tych kolonii niewolników (głównie z Afryki), stąd też dzisiejsze problemy rasowe w USA, które są przecież dziś już nie do rozwiązania, szczególnie że przez te długie lata “białej” okupacji, wytworzyła się w Stanach cała nowa “kolorowa” rasa mieszańców, którzy, tak jak np. Obama, nie są ani biali, ani też czarni. Problem z tymi mieszańcami jest zaś taki, że oni właściwie nigdzie nie pasują – ani do Ameryki, gdyż należy ona przecież do Indian i Eskimosów, ani do Europy, bo są oni “skażeni” genami murzyńskimi, a więc nie nadają się oni do niczego poza prostą pracą fizyczna albo “karierą” w polityce (jak wiadomo prezydentem państwa może być każdy, co najlepiej ilustruje przykład Wałęsy), ani też nie pasują oni do Afryki, gdyż nie należą oni do żadnego tamtejszego plemienia, a co z kolei ilustruje doskonale przykład z Liberią, gdzie próba utworzenia ‘czarnych” Stanów Zjednoczonych skończyła się fiaskiem, gdyż murzyn albo “kolorowy” może być politykiem (co doskonale widać na przykładzie USA czy też obecnego RPA), ale przecież nowoczesne państwo potrzebuje do funkcjonowania nie polityków, a ludzi potrafiących pracować i gospodarować. Niestety, ale pod względem zdolności do pracy, szczególnie pracy twórczej, to rasy ludzkie nie są sobie równe, stąd też cywilizacja nigdy nie powstała tam, gdzie dominowali murzyni. Ciekawe, że o tym dziś się nie mówi, podobnie ja z czasów królowej Wiktorii nie mówiło się w Anglii o seksie…;-)
4. Ameryka ma historię, tyle, że jak każda historia, ma ona wiele wersji, a ta oficjalna, jest niestety z reguły najbardziej przekłamana. Nic zresztą dziwnego, gdyż gdyby nauczano w amerykańskich szkołach prawdziwą historię USA, to uczniowie zażądali by, aby ich rodziny wyniosły się z Ameryki, jako iż (pomijając nielicznych tamtejszych Indian, a raczej ich resztki ocalałe z pogromów urządzanych przez anglosaskich kolonialistów już od XVII wieku) współcześni Amerykanie mieszkają i pracują na ziemi zrabowanej Indianom. Stąd też mamy to obecne zrozumienie pomiędzy izraelskimi syjonistami a amerykańskimi elitami władzy, gdyż jedni i drudzy mieszkają dziś na terenach zrabowanych ich prawowitym właścicielom (Palestyńczykom oraz Indianom).
5. Co do samochodów, to stare amerykańskie “krążowniki szos” można chyba dziś częściej spotkać na Kubie niż w USA – mowa tu o normalnym użytkowaniu, a nie o zjazdach bogatych miłośników starych samochodów. A swoją drogą, to w Polsce też pojawia się teraz coraz więcej odrestaurowanych Warszaw, Fiatów 125P czy nawet Syrenek, “maluchów” i Polonezów, tyle, że (na szczęście) samochód nie jest w Europie przedmiotem aż takiego kultu jak w Ameryce.
6. W Europie ludzie jednak bardziej myślą, więc nawet w Niemczech, gdzie produkuje się w bardzo dużych ilościach jedne z najlepszych samochodów na świecie, rozwija się także bardziej przyjazny środowisku i mniej energochłonny transport publiczny, w tym szczególnie transport szynowy (koleje, w tym mero oraz tramwaje). Podobnie jest też w Chinach, gdzie równolegle buduje się samochody i tabor kolejowy, oraz równolegle powstają autostrady oraz linie szybkiej kolei oraz linie metra czy tramwajowe. A pogrążająca się powoli w upadku Ameryka, to nie ma dziś nawet na remont swojej infrastruktury transportowej. Ciekawostką jest zaś to, że planuje się budowę linii tramwajowej w Detroit. To miasto-bankrut miało do mniej więcej lat 1960tych tramwaje, pod koniec nawet całkiem nowoczesne (PCC czyli cos w rodzaju dawnych warszawskich 13N), ale stały się one ofiarą indywidualnej motoryzacji – tej samej, która zbudowała oraz zniszczyła Detroit City. 🙁
Pozdr.
9 października o godz. 1:49 15175
@Marcin
Może rzeczywiście jestem niepoprawnym i nierefomowalnym naiwniakiem i frajerem, ale wolę dyskutować kulturalnie niż niekulturalnie. A nawet jak wiadomo kto się zmieni na gorsze, to będę jednak pamiętać raczej ten czas, kiedy mi się z nim przyjemnie dyskutowało.
Pozdrawiam! 🙂
9 października o godz. 2:21 15176
@zza kałuży
Trochę się pomyliłem, jako iż tramwaje skasowano w Detroit już w roku 1956. Ponadto w latach 1976-2003 funkcjonowała tam linia tramwaju „zabytkowego”, używająca wagony z Lizbony, ale ona też stała się ofiarą kryzysu. A od roku 1987 funkcjonuje tam tzw. people mover (rodzaj automatycznego tramwaju, tyle że poruszającego na wiadukcie – coś podobnego zgrubsza do londyńskiej DLR).
9 października o godz. 2:25 15177
@zza kałuży
Prapradziadek to nawet w Ameryce nie miał samochodu, a najwyżej tylko konną bryczkę…;-)
9 października o godz. 9:14 15196
Spodziewam sie ze teraz specjalista od Lema, wyspecjalizowany profesjalny kapus, odwola swe donosy i procesy sadowe przeciwko osobnikowi zza kaluzy.
Po czym rowniez przeprosi za swe klamstwa, znieksztalcenia i ominiecia ktore tu publikowal. Przeprosiny rowniez naleza sie rzadom Australii za znieksztalcenia australijskeigo dlugu publicznego. Jak rowniez rzadowi stanu Vikoria za pomowienie w sprawie przekretu w DelSol. Przprosiny naleza sie rowniez inwestorom w konstruktorm DelSol. I oczywiscie przeprosiny sa nalezne dla Monash, za szkalowanie tej instytucji swoja niewiedza. Za co Monsch ponosi rowneiz wine bo wypuscili opierdalacza na swiat i z dyplomem za niewiedze. Ale za akceptacje tak blachego tematu pracy doktorskiej Monash ma u mnie przegrane na zawsze. Juz doradzilem mlodziezy by unikac Monash za wszelka cene.
9 października o godz. 11:10 15204
@axiom1
1. Znów mnie obrażasz oraz publicznie szkalujesz, a to jest nic innego jak zniesławienie (pomówienie, obmówienie, oszczerstwo), czyli w polskim prawie jest to występek polegający na pomówieniu innej osoby, grupy osób, instytucji, osoby prawnej lub jednostki organizacyjnej niemającej osobowości prawnej o takie postępowanie lub właściwości, które mogą poniżyć ją w opinii publicznej lub narazić na utratę zaufania potrzebnego dla danego stanowiska, zawodu lub rodzaju działalności. Występek taki jest w Polsce zagrożony karą grzywny albo karą ograniczenia wolności na podstawie art. 212 § 1 Kodeksu karnego. Sprawca podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo karze pozbawienia wolności do roku jeżeli pomawia inną osobę za pomocą środków masowego komunikowania (art. 212 § 2 k.k.).
2. Poza tym, to ja na nikogo nie donosiłem, a tylko złożyłem w prokuraturze informacje o popełnieniu przestępstwa.
3. Nikomu jeszcze nie wytoczyłem procesu sądowego o zniesławienie, gdyż czekam na reakcję prokuratury.
4. Nie mam za co przepraszać, jako iż nikogo nie okłamałem ani też nikogo nie oszukałem.
5. Dług publiczny Australii podałem według wiarygodnych źródeł, np. MFW (IMF), OECD oraz CIA.
6. Przekręt z odsalarnią wody (DeSalt, a nie DelSol!( w stanie Wiktoria jest zaś powszechnie znany.
7. Gdzie i kiedy ja szkalowałem Monash University? Proszę o konkrety!
8. No I oczywiście na Monash padł strach wielki i trwoga, gdyż na skutek informacji axioma, studenci masowo się wypisują z tego uniwersytetu, a więc grozi mu niewypłacalność, a więc też i likwidacja! 😉
9. A na koniec – odkąd to nie powinno się doktoryzować z Lema? Proszę także podać konkretne informacje dotyczące przyczyn, dla których doktorat z Lema jest tylko „błahostką”.
9 października o godz. 11:13 15205
Firma HP wyleciała ze wskaźnika Dow Jones Industrial 500 co dało powód do ciekawej analizy czasu życia największych firm amerykańskich z tego i szerszego wskaźnika S&P 500. Czas ten szybko się skraca. Firma przyjęta w 1958 miała szansę istnienia 61 lat, dzisiaj tylko 18 lat. Trzy z czerech firm Apple, Google, FS, MS za 15 lat przestaną istnieć samodzielnie. Upadek lub przejęcie. Najczęściej przyczyną jest „disruption” czyli zmiany w technice, co widać właśnie w firmach jak Kodak czy HP. Aha, najstarsza firma w indeksie to GE, od 1926.
Całę tę analizę podaję ze względu na histeryczne wrzaski „prawdziwych Polaków” o rozkradaniu czy upadku majątku narodowego. Ton znany i z tego forum. Problemem nie jest upadek firm tylko kłopoty z tworzeniem nowych.
9 października o godz. 13:10 15212
Bardzo ciekawa obserwacja. GE jako jeden z ostatnich bastionów legandarnej amerykańskiej potęgi. Może niedługo patrioci z USA zamiast orła i flagi będą wyszywali na skórzanych kurtkach symbol GE 😛
9 października o godz. 16:07 15215
Widac jeszcze raz ze dosc dobrze opanawana kwalifikacja przez soecjaliste od Lema jest kapowanie. Aha, jest jeszcze jedno, copy and paste. To rowniez jego kwalifikacja.
Specjalista od Lema, coz to za kwalifikacja ??? Gdzie z taka kwalifikacja mozna pracowac ??? Na wolnym rynku ???
Nie wyobrazam sobie.
Sam wybor takiej kwalifikacji, takiego tematu pracy doktorskiej dowodzi ze student nie ma wlasnego mozgu. Chce zerowac na mozgu Lema. I jak wiemy bez pozwolenia ani Lema ani jego rodziny. Czym ze to jest jezeli nie lajdactwem ?
9 października o godz. 16:13 15216
@ZWO
Co innego jest przejęcie jednej amerykańskiej firmy przez inną (przypominam, że HP przejął Compaq, a Compaq przejął Digital), a co innego likwidacja polskiego przemysłu informatycznego. Przecież dziś nic nie zostało po Elwro czy też po Merze! Nie byłoby problemu, gdyby jakaś inna polska firma przejęła Elwro, ale Elwro przejęli Niemcy (Siemens), po czym szybko ją zniszczyli, gdyż nie potrzebowali oni konkurencji z Polski. A na tworzenie nowych polskich firm z sektora wysokich technologii (high tech) po prostu nie ma w Polsce kapitału, gdyż polski system bankowy też został przejęty przez zagraniczny kapitał… 🙁
9 października o godz. 16:31 15219
@axiom
1. Na prawdziwie wolnym rynku nie ma przecież miejsca dla naukowców (w tym np. dla matematyków, chemików czy fizyków teoretycznych), muzyków (tych od muzyki poważnej) czy też dla filozofów. Według axioma należy więc pozamykać wyższe uczelnie, gdyż ich absolwenci nie znajdą przecież pracy na wolnym rynku! Przecież nawet lekarze czy prawnicy nie pracują dziś na wolnym rynku, jako że ich zawody są regulowane przez odpowiednie zawodowe korporacje.
2. Ciekawe, czy jeśli ktoś zajmuje się np. filozofią Platona, to znaczy ze taki osobnik nie ma własnego mózgu? Albo np. historyk sztuki, który z definicji zajmuje się twórczością innych ludzi? A co z krytykami muzycznymi czy też literackimi? Oni też nie mają własnych mózgów, skoro zajmują się oni twórczością innych ludzi?
3. Odkąd to potrzeba jest zgody autora czy też jego rodziny, aby zajmować się jego twórczością?
4. Niestety, ale axiom, w swym chorym zaślepieniu, nie widzi, że wypisuje on kompletne bzdury. Zachęcam go tylko, aby sprawdził on, kto jeszcze doktoryzował się, a nawet habilitował z Lema, gdyż wtedy będzie on mógł sobie kpić z większej ilości osób. Inna sprawa, że te osoby mogą nie być aż tak łagodne jak ja, a więc mogą nasłać na niego, jak to się dawniej mówiło, zbrojnych pachołków. A wtedy to ja nie chciał bym być w skórze axioma… 😉
WIEM, ŻE NIE POWINIENEM KARMIĆ TROLLA, ALE UWAŻAM, ŻE NIE MOŻNA ZOSTAWIĆ JEGO OSZCZERSTW BEZ ODPOWIEDZI..
9 października o godz. 16:34 15220
PS:
Nie moja to wina, że axiom ma bardzo ograniczoną wyobraźnię oraz jeszcze bardziej ograniczoną inteligencję. 😉 Ale tupetu oraz chamstwa, to mu nie brakuje. To jest taki drugi Wałęsa, tyle że bez sponsorów na Zachodzie. 😉
9 października o godz. 17:09 15222
ZWO 9 października o godz. 11:13
Bardzo ciekawe spostrzeżenie. Pamiętam moje mieszne uczucia gdy obserwowałem komasowanie pod jedną czapą firm takich jak Tektronix, Keithley, Fluke, Leica Microsystems czy Beckman Coulter. Kto na świecie słyszał o jakimś Danaher, który teraz jest właścicielem wszystkich tych, tak zasłużonych w rozwoju techniki firm?
9 października o godz. 17:35 15224
To jest blog o przedsiebiorczosci i nawet z lini frontu. Specjalizacja w Lemie nie jest kwalifikacja upowazniajaca do zabierania tu glosu.
9 października o godz. 17:57 15226
A co do GE, to pewnie pamiętasz rady udzielane Benjaminowi przez przyjaciela rodziny? „Just one word:Plastics! There is a great future in plastics.”
**http://www.youtube.com/watch?v=PSxihhBzCjk
To był rok 1967.
W równo czterdzieści lat później, bo w 2007 GE sprzedał GE Plastics…
**http://www.nytimes.com/2007/05/22/business/22plastics.html?_r=0
Nawet z tego artykułu w NYT widać, jak trzeba być giętkim i szybkim, aby utrzymać się na fali. GE sprzedaje i kupuje poszczególne oddziały czy firmy, nic nie jest stałe i niezmienne.
9 października o godz. 19:26 15232
@zza kaluzy
Plastic ma sie dobrze. GE sprzedal plastic bo chcieli zawezyc swoj fokus. Plastic nie nalezal do sfery zainteresowan GE. GE nie stracil na plastyku.
GE kupuje i wchlania okolo 800 biznesow kazdego roku. To jedna z form zapewniajacych dlugoterminowa dominacje. Wszystkie korporacja tak robia.
9 października o godz. 21:07 15234
W obliczu ostatnich odkryc mozna z duzym prawdopodobienstwem dojsc do genezy kompromitujacych komentarzy zamieszcznych tu przez specjaliste od Lema. Otoz on tylko opanowal sztuke copy & paste. I oczywiscie nie wie co robi bo skad ??? Przeciez on nawet mozgu nie ma. W swej pracy doktorskiej posluzyl sie mozgiem Lema.
Widze to tak w sprawie DelSalt. Gdzies tam znalazl jakies internetowe strony. Ktore przeczytal ale nie zrozumial. Bo nie ma prawa zrozumiec z taka specjalizacja. Ale wybuchnal i nawyzywal od zlodzieii itp, itd,… Przesadzajac az o $18 mld (Aus). Bo nie rozpoznal przyszlych dolarow od obecnych.
I jeszcze sie upiera przy swym klamstwie z niewiedzy co dodatkowo obnarza brak cywilizacji.
Podobnie bylo z publicznym dlugiem Australii. Specjalista od Lema przesadzil az o 1000 razy. Zrozumiale jest roznica miedzy trilionem i billionem, oraz polska i zachodnia interpretacja. Lem takimi liczbami nie operawal, stad jego kapciowy rowniez nie mogl zdawac sobie sprawy z tego co czytal i tu podrzucal.
Tu warto zaznaczyc ze Lem byl fantazjologiem. To cecha ktora rowniez widac i trasata. Co rowniez tlumaczy jego fantastyczne teorie o bankowosci i lichwie i o wszystkim o czym sie tu wypowiada.
10 października o godz. 0:51 15239
Widzę, że ten blog został opanowany przez psychopatę axioma. Nic więc tu po mnie. Zresztą, jak to dobrze widać po spadającej ilości uczestników dyskusji, faktem jest, że wygonił on z tego blogu praktycznie wszytskich dyskutantów swymi chamskimi, niezgodnymi nie tylko z dobrymi obyczajami, ale nawet z prawem, atakami na każdego, kto myśli inaczej niż on. Tak więc Pan Gospodarz musi wreszcie coś zrobić, aby można było znów prowadzić merytoryczną dyskusję na tym blogu, gdyż na razie, to została taka dyskusja uniemożliwiona przez chamskie ataki axioma, w których bezkarnie, łamiąc prawo, szkaluje on każdego, kto ma odwagę się z nim nie zgadzać. 🙁
10 października o godz. 9:56 15277
Specjalista od Lema opuszcza linie frontu. Przedsiebiorcy, miejcie na bacznosci.
Polecam blog Doroty Szwarcman gdzie lemowskie fantazje moga znalezc zwolennikow.
10 października o godz. 10:33 15280
Coś dla miłośnika samochodów klasy Porsche, tym razem mowa jest o Corvette ORAZ o Porsche – i to w tym samym żarcie!
**http://www.youtube.com/watch?v=7h1xbUEv5kM
gdzieś od 4-tej minuty…
😉
10 października o godz. 17:30 15287
Widac ze ekspert od Lema wychowywal sie na wsi. Jeszcze raz zademonstrowl nie znajomosc obyczajow cywilizowanego swiata.
Przed wycofaniem sie z lini frontu powinien przeprosic za klamstwa, przeprosic za awantury, za pomowienia, przeporsic za kapowanie i blagac o wybacznie.
Ale takie rzeczy nie sa mu znajome. Podejrzewam ze Lem rowniez tak sie zachowywal. Jaki wodz taki kapciowy !
10 października o godz. 19:24 15291
Sąd Socjalny niemieckiego landu Północnej Nadrenii-Westfalii uznał, że bezrobotnym obcokrajowcom należą się świadczenia minimum życiowego (Mieszkanie i jego koszty + 350 Euro). Wyrok obejmuje jakieś 130 tys osób. Jeżeli wyrok ten się utrzyma, można przyjąć, że liczba szukających pracy Polaków nie ulegnie zmianie (bo przecież można brać 2 zasiłki). A gdyby tak zdarzył się jakiś bezrobotny Niemiec w Polsce. Ale byłby śmiech.
11 października o godz. 10:07 15317
@ZWO
Polska jest krajem nie przyjaznym dla ludzi. Dlatego polacy ciagle emigruja gdzie tylko sie da.
Gdzies czytalem, w 2012, wiecej polakow urodzilo sie poza Polska niz w Polsce.
11 października o godz. 11:15 15322
Axiom-juz kiedys ci pisalem,ze oznaka dobrobytu jest zmniejszenie dzietnosci i religijnosci.Nic na to nie poradzimy.Ludzie chodzacy do kosciola maja 40 % wiecej dzieci od niechodzacych.Takie sa fakty-miales to sprawdzic,ale widocznie te 3000 godzin slonca,jak to pisales,w Twoim kraju wypalily Ci ktrytyczne myslenie!
11 października o godz. 12:18 15323
Luap
„oznaka dobrobytu jest zmniejszenie dzietnosci i religijnosci.”
Nie zupelnie mozna sie z tym zgodzic. Tak czesto jest. Ale,… zmniejszenie dzietnosci jest rowniez wynikiem braku ekonomicznych prespektyw na przyszlosc.
To wlasnie tn brak ekonomicznych perspectyw na przyszlosc jest glowna przyczyna niskiej dzietnosci polakow w Polsce.
To miedzy innymi rozni (jeszcze) ludzi od zwierzat. Jezeli nie ma kasy ani szans na stabilizacje zatrudnienia i dochodu ludzie nie podejmuja ryzyka posidania dzieci.
„Ludzie chodzacy do kosciola maja 40 % wiecej dzieci od niechodzacych”
Z tym sie zgodzam choc nie wiadomo czy to jest 40% i gdzie.
Ale znowu, jezeli nie ma kasy ani szans na stabilizacje zatrudnienia i dochodu ludzie nie podejmuja ryzyka posidania dzieci. Tak jest w stanie pomyslec nawet katolik chodzacy do kosciola.
To sa fakty i nie ma sensu nad tym dalej sie rozwodzic. Po co mialbym to dalej sprawdzac ?
11 października o godz. 14:30 15324
axiomjeszcze raz namawiam:sprawdz sam dzietnosc. Wplyw religii:Google-Demografie.Bedziesz zdziwiony jak to sprawdzisz.Jestem starszy od Ciebie i jednego nauczylem sie juz:nie wszystko jest takie proste;jak chcemy zeby tak bylo!